Świat

Krótka może być radość Władimira Putina z wygranej w wyborach prezydenckich. I to mimo wyniku, zapewne imponującego. Car przecież sam go sobie zawczasu wytypował, możliwe że nawet z dokładnością do jednego miejsca po przecinku. Ale obok szczerych gratulacji od wiernych poddanych, za chwilę trafią na jego biurko nowe raporty o skali demolki, którą Ukraińcy właśnie fundują rosyjskiej branży przetwórstwa ropy.

Kolejne zakłady, nawet w głębi kraju, padają ofiarą sabotażu lub dronów. Te ostatnie wypuszczane są także z terenu Rosji, co pokazuje rosnącą skuteczność i ofensywną siłę ukraińskiego wywiadu. Efekt: wedle różnych szacunków, Rosja tylko w tym tygodniu utraciła już 15-20 proc. swoich zdolności produkcyjnych. Narastający deficyt paliw na rynku wewnętrznym zmusił ją do wprowadzania ograniczeń sprzedaży, a także wstrzymania eksportu benzyny. To jeszcze nie „gejmczendżer”, ale jeśli sytuacja szybko nie ulegnie zmianie, a na to się z różnych względów nie zanosi – może się okazać, że drastycznie spadną dochody budżetu, a część wewnętrznej logistyki, przynajmniej cywilnej, czeka paraliż.

Reklama

To kolejny czynnik, wyjaśniający rosyjską presję na zawarcie przynajmniej rozejmu. Maskowaną pohukiwaniami o możliwej eskalacji nuklearnej, propagandowymi zaklęciami o rosnącej potędze i mających nadejść już za moment sukcesach militarnych, a także ożywieniem „ruchów pokojowych” na Zachodzie, suflujących nam konieczność szybkiego porzucenia sprawy ukraińskiej. Niedźwiedź ryczy, bo jest ranny i ewidentnie się boi. Myśliwi w tej sytuacji nie powinni mu odpuszczać, taka szansa ostatecznego spacyfikowania drapieżcy trafia się rzadko.

Nu, Wowa Władimirowicz, sam tego chciałeś. Polityka, która w założeniu miała odsunąć NATO od granic Rosji i do reszty uzależnić Zachód od rosyjskiej ropy i gazu – na razie doprowadziła do członkostwa Szwecji i Finlandii w Pakcie Północnoatlantyckim oraz do bezprecedensowej rewolucji na europejskim rynku energetycznym. Podpołkownik Putin, ja wam żiełaju dalszych, jeszcze większych sukcesów w nowej kadencji!

Europa

Tymczasem na Starym Kontynencie Francja, przez dekady tradycyjnie raczej prorosyjska, wyraźnie zwietrzyła krew. I w tym dopomogła bandycka (a przede wszystkim ryzykancka, delikatnie mówiąc) strategia Putina. Zbyt mocne i wrogie wejście we francuską strefę interesów w Lewancie oraz subsaharyjskiej Afryce, plus już jawne stymulowanie presji migracyjnej i różnych ruchów żółtokamizelkowych, plus gołym okiem widoczne wpływy w rosnącej w siłę skrajnej prawicy Marine Le Pen – tego było za dużo nie tylko dla Emmanuela Macrona. Również dla wielu jego kolegów z ENA i innych szkół francuskiej elity polityczno-biznesowej, dla generałów i wyższych oficerów służb. Lud co prawda jeszcze nie całkiem nadąża za zmianą, co sygnalizują badania opinii – ale nad tym popracują specjaliści.

Tym bardziej, że aktualne strojenie się przez Pałac Elizejski w jastrzębie pióra ma wymiar nie tylko antyputinowski. To także świetnie wyczuta koniunktura na samym Zachodzie. USA, bez względu na wynik batalii prezydenckiej, będą osłabiać swe zaangażowanie w Europie. A Niemcy mają zbyt wiele wewnętrznych problemów gospodarczych i społeczno-politycznych, z marnymi szansami ich szybkiego zażegnania, by powstrzymać ambicje Paryża. Gra toczy się więc o Unię przemodelowaną zgodnie z francuską wizją, a nagła asertywność wobec Rosji to prawdopodobnie tylko element szerszej strategii, mający pomóc w szukaniu nowych sojuszników. Jej częścią jest promocja energetyki atomowej (to dobrze dla nas), ale też francuskiej zbrojeniówki. Notabene, ta właśnie odnotowała znaczący sukces – Holendrzy zamówili cztery nowe okręty podwodne w Naval Group. Coś na otarcie łez po utracie tłustego kontraktu australijskiego…

Polska

W tym kontekście warto też widzieć piątkowy szczyt weimarski w Berlinie. Przełomowe decyzje tam nie zapadły (żadna niespodzianka), mniej przełomowe poznamy pewnie po efektach, czyli po konkretnych działaniach Francji, Niemiec i Polski za jakiś czas, ale najważniejsze jest symboliczne znaczenie tego spotkania. Nasz kraj jest znów w europejskiej grze, i ma szanse zwiększyć wydatnie swoją pozycję.

Swoją drogą, to też symboliczny obrazek. Donald Tusk prężący muskuły na europejskich salonach, a jego arcyrywal Jarosław Kaczyński, w tym samym momencie, maglowany w Warszawie przez komisję śledczą. Ale – uwaga! – fanklub PDT przestrzegam przed łatwym triumfalizmem. Nawet ewentualne dalsze czołganie Prawa i Sprawiedliwości nie zagwarantuje spokojnego trwania przy władzy, jeśli nie poprawi się jakość polityki koalicji obecnie rządzącej. W miejsce zwolnione przez PiS łatwo wejdą inni, nowi populiści, może dużo mądrzejsi (bo uczący się na błędach prezesa Kaczyńskiego). A ludzie liberalnego i propaństwowego centrum, którzy dali PO i spółce spory kredyt zaufania, znów zagłosują kiedyś nogami, jeśli zamiast obiecanej nowej jakości zobaczą tylko tani PR, mściwość i partyjniactwo oraz powrót do niechlubnej zasady „TKM”.

Sposób załatwiania sprawy ambasadorów nie napawa w tym względzie optymizmem. Zwłaszcza to, że na cel wzięto niekoniecznie najmniej kompetentnych i najbardziej umoczonych – co byłoby akurat zrozumiałe i łatwe do obrony. Tym bardziej, że to przecież PiS parę lat temu, swoimi zmianami ustawy o służbie zagranicznej, dał pole i zachętę do politycznych czystek. Ale kryterium tworzenia listy z odwołaniami przypomina dowcip o profesorze, który rzucał w górę kolokwia studentów, po czym zaliczał tym szczęśliwcom, których kartki spadły na biurko, a nie na podłogę.