Mianem milenialsów (lub pokolenia Y) określamy osoby urodzone pomiędzy 1980 a 2000 r., które dorastały we względnym dobrobycie i nie znają czasów komunizmu. Cechuje je indywidualizm, przez niektórych uznawany za zuchwałość. Milenialsi są świadomi swojej wartości, a może nawet ją przeceniają. Krytycznie odnoszą się do autorytetów, zwłaszcza tych, które swoją przewagę upatrują w formalnym wykształceniu albo w posiadaniu władzy. Szanują za to umiejętności.

Są mniej nastawieni na zdobywanie dóbr materialnych, dążą do osiągnięcia równowagi między życiem prywatnym a zawodowym i starają się łączyć pracę zawodową ze swoimi pasjami. Choć nie urodzili się ze smartfonami w rękach (w przeciwieństwie do swych następców z pokolenia Z), dorastali już w świecie cyfrowym. Dlatego internet jest dla nich niemal środowiskiem naturalnym. Taki obraz tego pokolenia kreślą socjolodzy.

Poglądy i postawy pokolenia Y

Jak pokazują wyniki raportu Deloitte z pewnością nie jest to pokolenie bezkrytyczne wobec kapitalizmu i elit finansowych. Jego ocena działań szeroko rozumianego biznesu nie wydaje się szczególnie wysoka. Niemal połowa milenialsów (podobnie jak przedstawicieli pokolenia Z) uznaje, że przedsiębiorstwa w miarę pozytywnie wpływają na rzeczywistość społeczną. Nie znaczy to jednak, że reszta widzi w nich nienasyconych krwiopijców. Stopniowo (w porównaniu z poprzednim badaniem) spada bowiem liczba ankietowanych, którzy uważają, że przedsiębiorstwom zależy wyłącznie na realizacji własnych celów, takich jak zysk. Zdaniem autorów raportu może to wskazywać, że deklaracje liderów biznesu dotyczące interesariuszy uznają za szczere, jednak pragną również ujrzeć konkretne rezultaty. Co więcej, 69 proc. milenialsów (i 66 proc. przedstawicieli pokolenia Z) uważa, że bogactwo i dochody są nierówno rozłożone w społeczeństwie. Remedium? Zdaniem większości milenialsów są nim interwencje rządowe.

Reklama
69 proc. milenialsów i 66 proc. przedstawicieli pokolenia Z uważa, że bogactwo i dochody są nierówno rozłożone w społeczeństwie. Remedium? interwencje rządowe.

Przedstawiciele pokolenia Y raczej nie należą więc do entuzjastów wolnego rynku i państwa minimum. Ponadto 60 proc. z nich byłoby skłonnych poprzeć przepisy zobowiązujące do wypłacania pensji wystarczającej na utrzymanie. Tyle samo popiera dofinansowanie kształcenia osób o niższych dochodach, a ponad połowa dość przychylnie odnosi się do idei bezwarunkowego dochodu podstawowego dla wszystkich dorosłych.

Co mówią tak zwane preferencje ujawnione? Jakie wybory podejmują milenialsi w rzeczywistości? Ze wspomnianego raportu Deloitte wynika, że jedynie co trzeci głosował na polityków zapowiadających zmniejszenie nierówności dochodów, a nieco więcej przyznało się do przekazywania darowizn na cele charytatywne.

Milenialsi a etyka w finansach

Jakie jest podejście kolejnych pokoleń do kwestii etyki w finansach? Jak zauważa Alicia Adamczyk na raporcie CNBC, czynniki społeczne i środowiskowe (ESG – environment, social responsibility, corporate governance), czyli troskę o środowisko oraz właściwe relacje z interesariuszami, uwzględnia w swoich decyzjach inwestycyjnych około 30 proc. milenialsów. Wśród baby boomers (urodzonych w latach 1946–1964) jest to zaledwie 2 proc., w pokoleniu X (urodzeni w latach 1965–1979) – 16 proc., a w pokoleniu Z – 19 proc. Wynika to m.in. z silniejszej troski o środowisko wśród przedstawicieli pokolenia Y.

Według sondażu Harrisa Polla dla CNBC 76 proc. starszych milenialsów uznaje zagrożenia klimatyczne za istotne dla społeczeństw. Z drugiej strony Adamczyk wylewa kubeł zimnej wody na przekonanych o swej wyjątkowości milenialsów. Zwraca uwagę, że ich większe zainteresowanie inwestowaniem odpowiedzialnym społecznie może wynikać wyłącznie z większej dostępności umożliwiających to instrumentów finansowych, których pozbawione były wcześniejsze generacje. Pierwszy fundusz uwzględniający kryteria ESG powstał w USA dopiero w latach 70. ubiegłego stulecia. Tymczasem w 2019 r. wskaźniki ESG uwzględniało aż 500 aktywnie zarządzanych funduszy. Gdyby zatem poprzednie pokolenia mogły, to prawdopodobnie również starałyby się uwzględniać kwestie etyki w swych decyzjach inwestycyjnych.

Według raportu Raya Sina, Ryana Murphy’ego i Samanthy Lamas 72 proc. Amerykanów wyraziło zainteresowanie zrównoważonym inwestowaniem. Autorzy ci twierdzą, że po uwzględnieniu innych zmiennych społecznych i demograficznych okazuje się, że nie ma dowodów na to, iż milenialsi przywiązują szczególną wagę do inwestowania ESG.

Milenialsi a ryzyko inwestycyjne

Inną kwestią jest podejście milenialsów do ryzyka inwestycyjnego. Z badań wynika, że przypisywanie im upodobania do ryzykownych aktywów i działania bez planu jest krzywdzące. Według raportu „Advisor Authority”, na który powołuje się Craig Hawley, 49 proc. milenialsów inwestujących na rynkach finansowych w 2020 r. czuło potrzebę zmiany swej strategii inwestycyjnej. Aż 93 proc. z nich uznało, że powinna być bardziej konserwatywna, podczas gdy wśród baby boomers uważało tak 73 proc. Jak twierdzi Hawley, jest to nawet zbyt konserwatywne podejście do inwestowania, gdyż w dłuższym okresie ryzykowne akcje okazują się bardziej zyskowne od obligacji, które uznaje się za bezpieczne. Z pewnością jednak przeczy to tezie o skrajnej nieodpowiedzialności milenialsów.

Na uznanie zasługuje też odpowiedzialne podejście milenialsów do oszczędzania na emeryturę. Zdają sobie sprawę, że wskutek demograficznych problemów, z którymi borykają się kraje rozwinięte, publiczne świadczenia mogą się okazać niewystarczające. Według Hawleya jedynie 42 proc. z nich zamierza polegać na publicznych systemach zabezpieczeń, podczas gdy w pokoleniu baby boomers jest to 86 proc. Choć milenialsi przejdą na emeryturę za 20–40 lat, to już teraz częściej niż pokolenie wyżu demograficznego uważają za konieczne zapewnienie sobie stałego dochodu po zakończeniu aktywności zawodowej. Podobnie jak wcześniejsze generacje opracowują w tym celu odpowiednie strategie.

Milenialsi a RILA i ETF

Milenialsi interesują się modelami zarządzania ryzykiem, choć o połowę rzadziej niż baby boomers korzystają z tradycyjnej dywersyfikacji portfela inwestycyjnego na akcje i obligacje czy złoto. Coraz chętniej sięgają natomiast po takie narzędzia jak RILA (registered index-linked annuities) oraz ETF-y (exchange traded fund) typu smart beta – zauważa Craig Hawley. Te pierwsze instrumenty doceniło aż 36 proc. milenialsów (w porównaniu z 4 proc. boomersów), a drugie 30 proc. milenialsów i tylko 1 proc. przedstawicieli pokolenia wyżu demograficznego.

Jak działają te instrumenty finansowe? RILA to inwestowanie w instrument odzwierciedlający m.in. wartość indeksów giełdowych, np. S&P 500, jednak przy określeniu wysokości tolerowanych strat. Innymi słowy, akceptujemy ryzyko związane na przykład z rynkiem akcji, ale do pewnego poziomu. W rezultacie zarówno zyski, jak i straty są ograniczone. Ryzyko okazuje się więc mniejsze niż w sytuacji inwestowania wyłącznie w akcje (nie mówiąc o kryptowalutach), lecz większe niż w przypadku zakupu obligacji. Posiadacz annuity otrzymuje (zazwyczaj po upływie określonego czasu inwestowania) regularny dochód. Jest on dożywotni, co – podobnie jak w przypadku emerytury z ZUS i w przeciwieństwie np. do lokat – chroni przed wyczerpaniem się oszczędności, nawet gdybyśmy mieli ,,nieoczekiwanie” dożyć późnej starości.

Z kolei inwestycje typu smart beta opierają się na indeksie giełdowym, jednak przy uwzględnieniu pewnych modyfikacji. Mogą obejmować na przykład preferowany poziom zmienności (w żargonie finansowym – bety). Inne fundusze zaliczane do smart beta odzwierciedlają przykładowo wartość spółek wzrostowych w danym szerokim indeksie giełdowym (np. S&P 500) albo tylko spółek typu value. Inwestowanie w smart beta jest nieco bardziej skomplikowane niż tylko odzwierciedlanie szerokich indeksów giełdowych, a zarazem niestety droższe. Mimo wszystko jest tańsze w stosunku do tradycyjnych funduszy inwestycyjnych i upowszechnia się m.in. za sprawą milenialsów.

Jak zauważa Bruno de Saint Florent w raporcie Deloitte, fundusze typu smart beta rozwijają się bardzo szybko, a ich udział w europejskim rynku ETF wzrósł z 1 do 6 proc. To wciąż niewiele, gdyż udział wszystkich ETF-ów w całym europejskim rynku zarządzania aktywami finansowymi wynosi 15 proc. (ale w USA już 40 proc.). Tendencja do wzrostu jest jednak wyraźna i jeśli się utrzyma, to ETF-y typu smart beta czy RILA stopniowo będą zyskiwać przewagę nad tradycyjnymi metodami oszczędzania na emeryturę, zwłaszcza opartymi na zabezpieczeniu publicznym. Stanie się tak w znacznej mierze za sprawą milenialsów.

Kryptowaluty a pokolenie Y

Wprawdzie milenialsi są dość ostrożni, jednak często nie mogą się oprzeć urokowi kryptowalut. Dorastali z internetem, cenią sobie niezależność i zniechęcili się do tradycyjnych instytucji – również finansowych. Wciąż tli się w nich iskra młodzieńczego buntu. To na pierwszy rzut oka idealni kandydaci na nabywców bitcoina czy innych cyfrowych aktywów. Czy tę hipotezę potwierdzają badania? W znacznej mierze tak.

Badanie przeprowadzane przez Piplsay pokazuje, że wśród przedstawicieli pokolenia Y aż 49 proc. posiada kryptowaluty – pisze Dawn Allcot z Yahoo Finance. Dla porównania w pokoleniu X odsetek ten wynosi 38 proc., a wśród osób z pokolenia Z zaledwie 13 proc. W tym ostatnim przypadku wytłumaczeniem jest ich bardzo młody wiek (od 6 do 24 lat) i związany z nim brak pełnego wejścia w świat finansów.

Według badania deVere Group 67 proc. respondentów urodzonych w latach 1980–1996 uznało, że bitcoin lepiej sprawdza się w roli aktywów bezpiecznej przystani. Pogląd ten okazuje się jednak trudny do pogodzenia z rzeczywistością – przynajmniej w ostatnich latach. Wprawdzie ograniczona podaż tej kryptowaluty (maksimum 21 milionów monet) sprzyja utrzymaniu wyższej ceny, jednak z drugiej strony bitcoin jest obecnie skorelowany raczej z ryzykownymi aktywami. Rośnie i spada wraz z NASDAQ, a nie ze złotem czy frankiem szwajcarskim.

67 proc. respondentów urodzonych w latach 1980–1996 uznało, że bitcoin sprawdza się w roli aktywa bezpiecznej przystani.

Poglądy inwestycyjne milenialsów mają ogromne znaczenie z racji trwającego już międzypokoleniowego transferu bogactwa, który według autorów wspomnianego raportu deVere jest największy w dziejach. Całość majątku przekazywanego milenialsom przez pokolenie wyżu demograficznego wynosi, bagatela, 60 bln dolarów.

Czy jednak stateczni boomersi nie uznają, że wybory milenialsów są nieodpowiedzialne? Jako przykład może posłużyć historia Petera Schiffa, amerykańskiego ekonomisty i wielkiego zwolennika inwestowania w złoto. Obwieścił on światu, że wbrew jego radom jego syn Spencer zainwestował w bitcoina. „Czyich rad chcecie posłuchać? – zapytał Peter Schiff w ankiecie na Twitterze – 57-letniego doświadczonego inwestora i właściciela firmy, profesjonalisty inwestycyjnego z przeszło 30-letnim stażem czy 18-letniego świeżaka z koledżu, który nigdy nie miał nawet pracy?”

Wyniki ankiety nie pozostawiły złudzeń: 81,3 proc. respondentów uznało za lepsze rady „dzieciaka”. W marcu 2021 r. Schiff senior pożalił się, że jego syn ulokował wszystkie oszczędności w bitcoinach, i zapowiedział jego wydziedziczenie.

Te twitty należy oczywiście traktować z przymrużeniem oka, jednak pokazują różnicę międzypokoleniową w kwestii podejścia do majątku. Milenialsi – zwani cyfrowymi tubylcami – mogą dostrzegać zalety cyfrowych aktywów, które zdaniem ich rodziców czy dziadków są w najlepszym razie niezrozumiałe. Z jednej strony jest to niebezpieczna tendencja ze względu na możliwość pęknięcia bańki spekulacyjnej, jak to się dzieje w przypadku niektórych kryptowalut. Z drugiej zaś strony zmiana mentalności w kierunku uznawania realnej wartości aktywów cyfrowych to kierunek, którego znaczenia nie sposób podważyć.

Autor artykułu należy do pokolenia Y, ale do grupy starszych przedstawicieli tego pokolenia.

Marcin Jendrzejczak, dr nauk ekonomicznych w zakresie ekonomia i finanse, dziennikarz, publicysta.