Dawniej nadzieję na lepsze jutro mogła dawać śmiertelność. Nie w znaczeniu religijnym – chodzi o śmierć króla czy dyktatora. Dziś ten mechanizm nie działa. Umierają królowie, odchodzą przywódcy państw, zmieniają się szefowie w firmie. W Wielkiej Brytanii w ciągu ostatnich 10 lat premier zmienił się pięć razy. Konia z rzędem (czy może raczej bugatti z wyposażeniem) temu, kto wskaże jakieś istotne zmiany, które społeczeństwo zawdzięcza tym roszadom. Owszem, inflacja coraz bardziej dokuczliwa, ceny energii coraz wyższe, kolejki do ochrony zdrowia coraz większe, ale to po prostu kontynuacja starych trendów. Nasza koleżanka, profesor jednego z większych brytyjskich uniwersytetów, opowiada o obrotowych drzwiach na stanowiskach menedżerskich jej wydziału. Trafił się nawet za którymś razem dobry szef, ale długo nie pozarządzał – został usunięty po kilku miesiącach. Nikt nie wie dlaczego. Pozostali, też krótkotrwali, są różni, ale rezultaty ich rządów są identyczne – coraz większa prekaryzacja zatrudnienia, coraz bardziej wyśrubowane oczekiwania wobec pracowników, coraz większe wypalenie wśród kadry. To dość typowa opowiastka, nawet jeśli tempo wymiany szefów w różnych krajach i branżach bywa różne. Zmieniają się też układy polityczne – np. w Szwecji w miejsce socjaldemokratów rządy przejął blok konserwatywno-liberalny, ale nie przyniosło to zasadniczej zmiany kierunku działania.
Przypomina to nie czasy królowej Wiktorii czy Stalina, gdy śmierć władcy wyznaczała zasadniczy próg w dziejach społeczeństw, lecz raczej paradę pierwszych sekretarzy partii w Związku Radzieckim lat 80. XX w. Czy ktoś pamięta, że między Breżniewem a Gorbaczowem było jeszcze ich dwóch: Jurij Andropow i Konstantin Czernienko? Czy czymś się wyróżnili?
Treść całego artykułu można przeczytać w piątkowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej albo w eDGP.