"Wynikający z rosnących napięć na rynku pracy wzrost wynagrodzeń niesie ze sobą zagrożenia dla wzrostu gospodarczego w średnim i długim okresie. Co prawda, rosnące wynagrodzenia stanowią istotny czynnik pobudzający konsumpcję gospodarstw domowych. Co więcej, wzrost dochodów może w dłuższym horyzoncie spowolnić, a być może nawet odwrócić negatywne tendencje migracyjne i tym samym mieć korzystny wpływ na podaż pracy w regionie" - napisał w "Obserwatorze Finansowym" Grela.

"Z drugiej jednak strony, wzrost wynagrodzeń zdecydowanie przewyższający wzrost wydajności pracy, a taką sytuację obserwujemy w krajach Europy Środkowej i Wschodniej od 2016 r., może zagrozić konkurencyjności cenowej i atrakcyjności inwestycyjnej tych gospodarek" - dodał.

W jego ocenie, rozwiązaniem jest większy nacisk na jakość kształcenia.

"Wydaje się, że aby przeciwdziałać negatywnym trendom demograficznym, priorytetowe, długoterminowe polityki nakierowane na wzrost zatrudnienia powinny skupiać się na poprawie jakości kształcenia, a zwłaszcza szkoleń dla pracowników, co pozwoliłoby im na dostosowanie się do stale zmieniających się wymogów rynku pracy, odwróceniu negatywnych tendencji migracyjnych czy też aktywnych programach wspierania zatrudnienia wśród obecnie mało obecnych na rynku pracy grup społecznych" - napisał.

Reklama

"Co prawda, stopa zatrudnienia w krajach Europy Środkowej i Wschodniej sukcesywnie rośnie, jednak wciąż jest niższa niż w Europie Zachodniej, a zwłaszcza krajach skandynawskich. Dotyczy to przede wszystkim niższej aktywności zawodowej kobiet, osób starszych, czy też mniejszości narodowych i etnicznych, których aktywizacja wydaje się być najskuteczniejszą metodą na zwiększenie liczby pracujących" - dodał.

>>> Czytaj też: Globalni inwestorzy wybierają "Exit". Z gospodarki może "wyparować" ponad 400 mld dol.