W artykule byłego ambasadora RP w Waszyngtonie i byłego ambasadora USA w Warszawie przypomniano m.in., że Polacy, podobnie jak i wielu innych mieszkańców Europy Środkowo-Wschodniej, na początku lat 90. XX wieku doszli do wniosku, że bez członkostwa w NATO ich nowo odzyskana wolność będzie zagrożona. Ówcześni przywódcy Polski i Czech, Lech Wałęsa i Vaclav Havel, przekazali to przesłanie prezydentowi USA Billowi Clintonowi w pierwszych miesiącach jego prezydentury w 1993 roku. Chociaż jego administracja rozumiała te obawy, to początkowo priorytetowo traktowała stosunki z Rosją i sprzeciwiała się rozszerzeniu NATO.

Wyciągnąć kraje Europy Środkowej z szarej strefy wpływów Rosji

Amerykański think tank przypomina, że ówczesny doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego Anthony Lake poczuł się jednak niekomfortowo w związku z polityką, która utrzymałaby mieszkańców Europy Środkowej poza zachodnimi instytucjami i pozostawiłaby ich w szarej strefie. Traktowanie Europy Środkowej w oderwaniu od reszty Europy - obawiał się Lake i niektórzy inni członkowie ekipy Clintona - skutecznie utrwaliłoby linię żelaznej kurtyny, pozostawiając tę część Starego Kontynentu pod przyszłą dominacją Rosji.

Reklama

Dlatego konieczne było „otwarcie kluczowych instytucji Zachodu, począwszy od NATO i Wspólnoty Europejskiej (obecnie UE), na kraje Europy Środkowej, jeśli spełnią one zachodnie standardy w kluczowych obszarach, takich jak demokracja, wolne rynki i dobre stosunki z sąsiadami” – podkreślają autorzy tekstu.

Nowe otwarcie relacji USA-Rosja

Zwracają uwagę, że Ameryka nie porzuciła stosunków z Rosją. Rozszerzenie NATO miało być częścią podejścia dwutorowego, przebiegającego równolegle z rozwojem stosunków NATO-Rosja, które mogłyby stać się „sojuszem z Sojuszem”.

„Administracja Clintona odniosła się także do obaw Rosji dotyczących militarnych implikacji rozszerzenia NATO, włączając w to dwa kluczowe zapewnienia zawarte w Akcie Stanowiącym z 1997 roku, który sformalizował nowe stosunki NATO-Rosja. Po pierwsze, Akt Stanowiący potwierdził, że NATO +nie ma zamiaru, planu ani powodu rozmieszczania broni nuklearnej na terytorium nowych członków+. Po drugie, Sojusz oświadczył, że +w obecnym i przewidywalnym środowisku bezpieczeństwa+ obrona NATO nie wymaga +dodatkowego stałego stacjonowania znacznych sił bojowych+.

Koźmiński i Fried wskazują na obawy Polski, dotyczące zaoferowania przez NATO jedynie członkostwa drugiej kategorii, co osłabiłoby zobowiązanie do obrony zbiorowej wynikające z Artykułu 5. Waszyngton nieformalnie konsultował się jednak z Warszawą w sprawie brzmienia zapewnień Aktu Stanowiącego dotyczących stacjonowania sił konwencjonalnych i uwzględnił polskie obawy przed sfinalizowaniem treści Aktu.

„NATO unowocześniło stosunki NATO-Rosja w 2002 roku, a pod koniec tego samego roku wystosowało zaproszenia do siedmiu kolejnych krajów Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Estonii, Łotwy i Litwy, z których wszystkie zostały nielegalnie zaanektowane przez Związek Sowiecki w 1940 roku. Rozszerzenie NATO spełniło swoje cele. Większość krajów Europy Środkowej, liczących łącznie ponad 100 milionów ludzi, cieszyła się pokoleniem rozwoju gospodarczego, demokracji i bezpieczeństwa, jakich niewielu po obu stronach żelaznej kurtyny spodziewało się po upadku muru berlińskiego w 1989 roku” – wyliczają w swym artykule dyplomaci.

Jelcyn na tak. Putin za odbudową dawnego imperium

Akcentują, że prezydent Rosji Borys Jelcyn de facto zaakceptował rozszerzenie NATO w 1997 roku, a jego następca od 2000 roku Putin nie sprzeciwiał się rozszerzeniu nawet o państwa bałtyckie. Kilka lat po objęciu rządów wykonał jednak zwrot w stronę autorytaryzmu, zwiększył swoje ambicje, próbując odbudować imperium rosyjskie, w tym poprzez wojnę.

„W latach 1993-94 Wałęsa i Havel ostrzegali Clintona, że jeśli NATO nie przyjmie nowych członków, kiedy będzie to możliwe, Rosja powróci, by zająć tyle swojego byłego imperium, ile tylko będzie w stanie zagarnąć jej armia. Wojna, przed którą wówczas ostrzegali, jest wojną, przed którą stoi teraz Ukraina: wojną z imperialnym podbojem” – czytamy na portalu Atlantic Council.

Putin: Polska krajem drugiej kategorii

Putin wielokrotnie dawał do zrozumienia, że ma imperialne ambicje, wyrażał pogardę dla Polski i poparcie dla fałszywych narracji o historii Polski, m.in. w ostatnim wywiadzie udzielonym amerykańskiemu politycznemu komentatorowi Tuckerowi Carlsonowi.

Zdaniem Koźmińskiego, obecnie prezesa Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności, i Frieda, wybitnego eksperta w Atlantic Council, gdyby nie doszło do rozszerzenia NATO, Europa mogłaby teraz zmagać się z rosyjską dominacją na Ukrainie, ponownym zajęciem krajów bałtyckich i bezpośrednim zagrożeniem inwazją na Polskę.

Gdzie kończy się Rosja? Tam gdzie zadecyduje Putin

„Tym, co poszło nie tak w stosunkach z Rosją, nie było rozszerzenie NATO, ale koncepcja rosyjskich przywódców na temat ich kraju i jego potrzeb. Stany Zjednoczone starały się współpracować z posowiecką Rosją. Putin zaczął jednak definiować Rosję jako imperium. Te imperialne roszczenia obejmują Ukrainę i potencjalnie rozciągają się na kraje bałtyckie, Polskę, Finlandię, Mołdawię, Gruzję, Armenię, Azerbejdżan i większość Azji Środkowej” – ostrzegają autorzy artykułu.

Koźmiński i Fried przypominają o gigantycznym billboardzie na granicy rosyjsko-estońskiej: „Granice Rosji nigdzie się nie kończą”. Rozszerzenie NATO, dodają, nie przeszkodziło Rosji w rozpoczęciu wojen imperialnych. Zapewniło tylko, że toczyły się dalej na wschód.

W nawiązaniu do zbliżającej się wizyty prezydenta Andrzeja Dudy i premiera Donalda Tuska w Waszyngtonie konkludują, że obaj przywódcy będą mogli podkreślić, jak wiele Europa i USA zyskały w ciągu ostatniego pokolenia w miarę postępu wolności i bezpieczeństwa oraz jak istotne jest kontynuowanie tego procesu poprzez wspieranie Ukrainy w jej walce o te same wartości.

Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski