Nowa pełnomocniczka ministra sprawiedliwości ds. kredytów frankowych mówi, że ugody są dobrym rozwiązaniem. Jaka jest pana opinia? Zalecałby pan procesy czy ugody i podzielenie kosztów ryzyka walutowego pomiędzy banki i klientów?

Odpowiem jak typowy prawnik: to zależy, zależy od warunków. Kredyty mieszkaniowe – nie tylko frankowe – to w tej chwili produkt masowy. Z racji swojej powszechności konstrukcja takiej umowy powinna ograniczać ryzyka, w tym przede wszystkim ryzyka prawne. Dla klienta kredyt hipoteczny czasami staje się obciążeniem na całe życie. A bank musi się liczyć z tym, że część tych kredytów nie zostanie spłacona. Od tego są eksperci od szacowania ryzyka i zysków. A zyski są teraz rekordowe.

Ryzyko kredytów mieszkaniowych ma z tym chyba niewiele wspólnego. Raczej najwyższe od dekad stopy procentowe.

Mamy jedną z najwyższych w UE różnic pomiędzy oprocentowaniem kredytów i depozytów. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że kredyt mieszkaniowy ma służyć zapewnieniu podstawowej potrzeby człowieka: posiadania dachu nad głową, to możemy stwierdzić, że każda z tych ścieżek – zarówno sądowa, jak i ugoda – ma swoje wady i zalety. Byłem poniekąd akuszerem tego, że stowarzyszenie Stop Bankowemu Bezprawiu zaproponowało swoją wersję wzorów ugód. Została ona przyjęta przez niektóre instytucje, zwykle w trakcie indywidualnych negocjacji z klientem, za którymś razem. Uważam, że klienci, którzy zawarli taką ugodę, dokonali dobrego wyboru.

Reklama

CAŁY TEKST W PAPIEROWYM WYDANIU DGP ORAZ W RAMACH SUBSKRYPCJI CYFROWEJ