"Z prognozami KE są pewne problemy. Ja rozumiem problem Komisji Europejskiej: polega on na tym, że żyjemy w bardzo niepewnej, niejasnej sytuacji, bardzo dynamicznej, bardzo trudnej do prognozowania" - powiedział Rostowski po spotkaniu ministrów finansów "27" w Brukseli. Almunia przedstawił na posiedzeniu opublikowane w poniedziałek prognozy, według których dopiero w 2010 roku Polska ma powrócić do niewielkiego wzrostu, na poziomie 0,8 proc. PKB. Jeszcze w styczniu KE prognozowała w Polsce - mimo kryzysu - wzrost tegorocznego PKB w wysokości 2 proc.

"Argument, który rozumiem i który został przedstawiony jest taki, że lepiej mieć jakiekolwiek prognozy niż nie mieć żadnych prognoz" - powiedział Rostowski.

Resort finansów stoi na stanowisku, że w Polsce będzie w tym roku wzrost PKB, za czym przemawia m.in. 5-procentowy wzrost produkcji przemysłowej w marcu. Opierając się na swojej prognozie wzrostu KE zakłada, że polski deficyt finansów publicznych wyniesie w tym roku 6,6 proc. PKB. Według Rostowskiego, w najgorszym przypadku będzie to 4,6 proc. PKB.

Minister wyraził zdanie, że KE nie wzięła pod uwagę wszystkich danych dotyczących polskiej gospodarki, w tym np. poziomu inwestycji. "Gdyby się zwrócili, to zawsze mogą je dostać. Nie jest tak, że ukrywamy takie informacje" - powiedział. "Każdy ma prawo do swych prognoz i każdy bierze odpowiedzialność za swoje prognozy" - dodał, podkreślając, że Polska w żaden sposób nie próbowała na nie wpływać przed publikacją w poniedziałek.

Reklama

Więcej informacji w serwisie finansowym.