Dwie dekady temu Polacy mogli tylko obserwować w zadziwieniu: Amerykanie byli tak podzieleni wobec tego, kto powinien zostać prezydentem, że wybory w 2000 r. zawisły na włosku i wynik musiał zostać rozstrzygnięty przez Sąd Najwyższy. George W. Bush został pierwszym zwycięzcą, który przegrał narodowe wybory powszechne od 1888 r. Amerykańska demokracja została wypróbowana, ale próbę tę przetrwała.

W niedzielę, gdy karty do głosowania w polskich wyborach prezydenckich były wciąż liczone, wyniki były na tyle bliskie, że również mogły trafić do sądu. Były to najbardziej wyrównane wybory w kraju od upadku komunizmu. Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski nadal nie przyznał się do porażki, ale komisja wyborcza stwierdziła, że prezydent Andrzej Duda zdobył niewiele ponad 51 proc. głosów – jest mało prawdopodobne, by stracił przewagę [tekst w serwisie Bloomberg został opublikowany 13 lipca – przyp. red.].

Ci, którzy ubolewają nad obecną trajektorią Polski, będą rozczarowani. Potwierdzenie zwycięstwa Dudy niemal na pewno oznacza kontynuację „reform instytucjonalnych”, które od czasu przejęcia władzy przez rządzącą partię PiS w 2015 r. stale zmniejszają kontrolę nad władzą państwową, niezależność sądownictwa i wolność mediów. Zwycięstwo Dudy dzięki mrocznej, spolaryzowanej kampanii nacjonalistycznego populizmu, w trakcie której atakował on zagraniczne media i za cel postawił Żydów, gejów i inne mniejszości, było przygnębiające, jeśli nie zaskakujące.

Reklama

A jednak Polacy, którzy głosowali przeciwko Dudzie, również mogą nabrać otuchy. Bliskość wygranej i wysoka frekwencja będą sprzyjać wzmocnieniu opozycji w wyborach parlamentarnych w 2023 roku. Jak powiedział mi jeden z polskich przyjaciół, zwycięstwo Dudy jest pyrrusowe – PiS, który w 2019 r. wygrał tylko nieznacznie, będzie miał przed sobą trudny czas.

Prezydencja w Polsce ma ograniczone uprawnienia, więc w pewnym sensie wynik wyborów może nie wydawać się zbyt znaczący. Jednym z tych uprawnień jest jednak możliwość zawetowania ustaw, które byłoby główną bronią w arsenale opozycji – gdyby tylko zwyciężył Trzaskowski.

PiS zdobył władzę w 2015 r. – zdobywając pierwszą zdecydowaną większość głosów od upadku komunizmu – w populistycznej kampanii opierającej się na hasłach walki z korupcją, obrony tradycyjnego katolickiego konserwatyzmu i zapewnianiu świadczeń socjalnych biedniejszym częściom kraju. Polityka PiS zmniejszyła skrajne ubóstwo i pozostała popularna, ale partia niewiele zrobiła, by stworzyć prawdziwą szansę dla biedniejszych Polaków na wsi.

Tymczasem instytucjonalne „reformy” partii służą stałemu osłabianiu odpowiedzialności demokratycznej. Najbardziej bezwstydne były ataki na sądy (Trybunał Sprawiedliwości UE wydał dwa przełomowe orzeczenia przeciwko nowym przepisom, które dają władzy wykonawczej szerokie uprawnienia na wszystkich szczeblach sądownictwa).

PiS współpracowało również z polską telewizją publiczną – TVP. W czasie kampanii wyborczej TVP przedstawiała Dudę pochlebnie – na tle Polaków wymachujących flagami, z porywającą muzyką. Trzaskowski natomiast został zobrazowany mrocznie, jako kandydat przygotowujący się do wyprzedania polskich interesów narodowych Unii Europejskiej i wykorzystania pieniędzy z programów pomocy społecznej na wypłatę odszkodowań dla rodzin żydowskich za II wojnę światową. Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, po pierwszej turze głosowania, uznała materiały TVP za pełne „podtekstów ksenofobicznych i antysemickich”.

Demokracja w Polsce – jak stwierdził Trzaskowski – jest atakowana, ale nie jest jeszcze złamana. Wyrównane wyniki wyborów i rekordowa frekwencja pokazują, że wolność demokratyczna wciąż ma znaczenie w kraju, który dopiero trzy dekady temu porzucił komunizm. To istotna różnica w porównaniu do Węgier, gdzie Viktor Orban prowadzi obecnie skutecznie jednopartyjną „bandytokrację”.

Niemniej wyniki polskich wyborów stają się coraz większym wyzwaniem dla UE i powinny być postrzegane jako sygnał alarmowy dla tych, którzy w bardziej dojrzałych demokracjach chcą wierzyć, że kontrola i regulacje zawsze ochronią wyborców.

UE krytykuje politykę PiS, ale wydaje się bezsilna, by stawić jej czoła w jakikolwiek sensowny sposób. W grudniu 2017 r. Unia wszczęła przeciwko Polsce postępowanie na mocy artykułu 7, po raz pierwszy wykorzystując mechanizm prawa unijnego, który pozwala na sankcjonowanie państwa członkowskiego za nieprzestrzeganie podstawowych wartości demokratycznych. Przesłuchania i ostrzeżenia zostały w większości zbyte wzruszeniem ramion.

W czerwcu Parlament Europejski przyjął rezolucję wzywającą do dalszych działań. „Niepowodzenie Rady w skutecznym stosowaniu art. 7 nadal podważa integralność wspólnych wartości europejskich, wzajemne zaufanie i wiarygodność Unii Europejskiej jako całości” – podkreślił PE.

Polska jest największym beneficjentem funduszy strukturalnych UE, a PiS wykorzystał ponownie pomoc unijną, aby zamortyzować kryzys spowodowany pandemią i wzmocnić swoją pozycję. Zarówno Duda, jak i Orban zapowiedzieli, że zawetują każdą próbę postawienia warunków w kwestii pozyskania funduszy pomocowych, które mają na celu cofnięcie zmian instytucjonalnych. Unijny mechanizm sankcji – a zwłaszcza art. 7 – jest uciążliwy, długi i nieskuteczny, jeśli dwa państwa członkowskie będą starać się go zablokować.

Polaryzacja polskiego społeczeństwa to również niepokojący omen. Dudę uratowali wyborcy ze wsi, gdzie poziom wykształcenia i zarobków jest znacznie niższy. Gdy PiS przejął władzę, nierówność stale rosła – mimo bezkonkurencyjnego tempa wzrostu PKB w Polsce od końca komunizmu. Ogromną popularnością cieszył się transfer dla dzieci 500+ (który popiera również Trzaskowski), a także wyższe emerytury i inne świadczenia. Brakuje zaś reform, które wydobyłyby te obszary z ubóstwa i pozwoliły na zdobycie wykształcenia – i na tym powinna skupić się opozycja.

Podważanie instytucji demokratycznych w Polsce i polaryzacja kraju odzwierciedlają podziały w innych krajach, w tym w USA, gdzie rosnące nierówności i malejąca mobilność społeczna stanowią podatny grunt dla populistów. Zagrożenie dla demokracji nie wynika jednak z samych podziałów, lecz z odrzucenia demokratycznych zasad, które ma zapewnić szybszą drogę do władzy.

Wybory w Polsce pokazują, w jaki sposób PiS to zrobił. To powinno być ostrzeżenie dla Amerykanów: dojrzałe demokracje też mogą być kruche. Ale pełne napięcia wyniki wyborów przypominają również, że walka trwa.