Będzie konflikt zbrojny na Ukrainie?
Dywagacje zostawiam publicystom. Zadaniem ministrów i generałów jest być przygotowanym na wszystkie scenariusze - zarówno na eskalację napięcia, jak i pokojowe rozwiązanie.
A co oznacza ten drugi scenariusz? Jakieś ustępstwa Zachodu wobec Rosji?
Musimy wiedzieć, czym się różni nasza ocena rzeczywistości od rosyjskiej - w przestrzeni medialnej i dyplomatycznej. Rosjanie twierdzą, że to my, Zachód, im zagrażamy, bo ich okrążamy. Oczywiście każdy, kto spojrzy na mapę i dostrzeże to, że Rosja graniczy z krajami NATO tylko w nikłym procencie, musi uznać tę tezę za absurdalną. Od 2008 r. mówimy konsekwentnie, że to Rosja posuwa się naprzód. Osetia, Abchazja, Krym, Donbas - mówię tylko o tych najbardziej jaskrawych przykładach, gdzie Rosja użyła sił zbrojnych. Poza tym mamy przecież działania służb specjalnych i najemników na całym świecie: Sahel, Naddniestrze, Mołdawia, zamachy w Londynie, Berlinie, Czechach, Bułgarii, nie wspominając o licznych atakach cybernetycznych. Rzecz w tym, że u niektórych na Zachodzie dominuje szalenie naiwne, bo niebezpieczne podejście - że prawda leży pośrodku i potrzebny jest kompromis. A prawda rzadko leży pośrodku. Jeśli pójdziemy na dalsze ustępstwa, mam tu na myśli np. uznanie Krymu jako rosyjskiego albo niepodległości jakichś separatystycznych republik, to znowu Zachód będzie krok do tyłu, a Rosja o krok do przodu. Każdy z nas chce pokoju, ale żeby to nie było jak sukces Chamberlaina w 1938 r., gdy oddanie Czechosłowacji Niemcom nie dało pokoju, tylko wzmogło apetyt i odsunęło tylko wojnę w czasie.
Reklama
Treść całej rozmowy można przeczytać w poniedziałkowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej oraz w eDGP.
Rozmawiali Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak
Współpraca Anna Ochremiak