Wiceminister mógłby umacniać nas w przekonaniu, że MSZ jeszcze pozostaje w rękach profesjonalistów – woli jednak włożyć kluczyk do zamka pozytywki i kręcić, by wreszcie popłynęła ukochana melodia z serii „Koziołek Matołek”. Rozumiem, że wielu pisowców pamięta aferę palcową poprzedniej kadencji, kiedy to opozycja prowadziła infantylną krucjatę przeciwko wulgarności. Przez kolejne lata, jak się wydaje, czyhano na sztywność palca po przeciwnej stronie i wreszcie, bingo! Gest posła PO faktycznie nie miał żadnego tzw. kontekstu – ale w antypatycznej logice procesu demokratycznego rzucić kłamstwem, które ma szansę się przylepić, to zwykła sprawa.

Reklama

Cały tekst przeczytasz w weekendowym wydaniu MAGAZYNU Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP