Spłaszczenie struktury sądów, wprowadzenie sędziego pokoju, odciążenie Sądu Najwyższego – najprawdopodobniej takie zmiany będzie chciał przeprowadzić nowy rząd.
Przedstawiciele partii rządzącej nie ukrywają, że w mijającej kadencji nie udało się doprowadzić reformy wymiaru sprawiedliwości do końca. I że będą do tego tematu wracać po ukonstytuowaniu się nowego rządu. Mówi się, że po trwającej przez ostatnie cztery lata ostrej walce ze środowiskiem sędziowskim i skupianiu się głównie na kwestiach personalnych teraz przyjdzie czas na merytoryczne zmiany, które będą miały na celu rzeczywistą poprawę sytuacji w sądach. Sędziowie jednak obawiają się, że to tylko zasłona dymna, a prawdziwe intencje można rozszyfrować z wypowiedzi m.in. Jarosława Kaczyńskiego, prezesa PiS. On bowiem, mówiąc na antenie Polsat News o potrzebie „głębokiej reformy sądów”, wskazał na przepis konstytucji, który pozwala przenosić sędziów w stan spoczynku przy okazji zmiany ustroju sądów. Środowisko obawia się, że w ten sposób rządzący będą chcieli pozbyć się niewygodnych dla nich osób.

Dwa szczeble

Pomysł spłaszczenia struktury sądownictwa nie jest nowy. Mówi się o tym od samego początku przejęcia sterów w państwie przez PiS. Tyle że podczas mijającej kadencji nic konkretnego się w tym kierunku nie zadziało. Szefostwo Ministerstwa Sprawiedliwości mówiło jedynie o tym, że trwają na ten temat pogłębione analizy. Teraz temat zapewne powróci. Z nieoficjalnych rozmów z decydentami wynika, że kierownictwo resortu sprawiedliwości chciałoby jak najszybciej wprowadzić go na agendę rządową. Jednym z pomysłów jest zlikwidowanie sądów apelacyjnych. Po zmianach byłyby tylko dwa szczeble – sądy regionalne (obejmujące obecne sądy apelacyjne i okręgowe) oraz okręgowe, które zastąpiłyby sądy rejonowe. Wprowadzono by również jednolite stanowisko sędziowskie. Pytany o to Paweł Mucha, minister w Kancelarii Prezydenta, stwierdza krótko, że koncepcje są różne.
Reklama
O tym, że czeka nas przemeblowanie na sądowej mapie, świadczyć mogą także przywołane już słowa prezesa Kaczyńskiego. Wskazywał on bowiem na art. 180 par. 5 konstytucji, który mówi, że „w razie zmiany ustroju sądów lub zmiany granic okręgów sądowych wolno sędziego przenosić do innego sądu lub w stan spoczynku z pozostawieniem mu pełnego uposażenia”.
– Obawiamy się, że będzie to doskonała okazja do rozliczenia tych sędziów, którzy są niewygodni dla władzy i nie boją się zabierać głosu w sprawach dotyczących wymiaru sprawiedliwości – mówi Beata Morawiec, prezes Stowarzyszenia Sędziów „Themis”. Zaznacza przy tym, że decyzję o tym, do jakiego sądu trafi sędzia po dokonaniu zmian na mapie sądownictwa, podejmował będzie minister sprawiedliwości. I tylko od jego woli będzie zależało, czy sędzia pozostanie na swoim dotychczasowym miejscu służbowym, czy może trafi do sądu na drugim końcu Polski.

Sędzia pokoju

O konieczności wprowadzenia instytucji sędziego pokoju również mówi się od lat. Takie postulaty płyną zarówno ze strony przedstawicieli obozu rządzącego, jak i ze strony opozycji, a także środowiska sędziowskiego. Mówił o tym w wywiadzie dla DGP Paweł Mucha, wskazując, że mogłoby to być remedium na wciąż rosnącą liczbę spraw wpływających do sądów rejonowych. O tym, że jednym z pierwszych projektów, jakie trafią pod obrady z inicjatywy opozycji, będzie ten dotyczący sędziów pokoju, mówił na antenie radia TOK FM prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz. Jego ugrupowanie szło do ostatnich wyborów wraz z Kukiz’15, które ma już gotowy pomysł na to, jak powinna być ukształtowana instytucja sędziego pokoju. W mijającej kadencji parlamentu na zlecenie Kukiz’15 została przygotowana biała księga w tej sprawie. Zgodnie z wypracowaną koncepcją sądy pokoju miałyby być instytucjami rozstrzygającymi sprawy mniejszej wagi, karne oraz cywilne. Orzekający w nich sędziowie pokoju mieliby zapewnione niezależność i niezawisłość, jednak mogliby utracić urząd lub zostać zawieszeni w jego wykonywaniu w wyjątkowych, wskazanych w ustawie okolicznościach. Najwięcej kontrowersji budzi zaproponowany sposób powoływania takich sędziów. Zgodnie z pomysłem Kukiz’15 mieliby oni być powoływani w wyborach powszechnych i pełnić funkcję tylko przez okres przewidzianej w ustawie kadencji. Te propozycje budzą jednak wątpliwości co do zgodności z ustawą zasadniczą.
O tym, że nie ma mowy o naruszeniu konstytucji, przekonani są autorzy białej księgi. Ich zdaniem zgodność z ustawą zasadniczą gwarantować będzie udział Krajowej Rady Sądownictwa w procedurze wyłaniania sędziów pokoju. Organ ten miałby prowadzić listę osób, które spełniają odpowiednie wymogi do pełnienia tej funkcji. Wśród tych warunków znalazły się m.in. wykształcenie prawnicze, odpowiedni wiek (nie mniej niż 29 i nie więcej niż 65 lat w dniu wyboru) oraz nieskazitelny charakter. KRS miałaby również egzaminować osoby ubiegające się o urząd sędziego pokoju. Egzamin obejmowałby zagadnienia m.in. z zakresu prawa cywilnego, rodzinnego, wykroczeniowego, jak też procedury karnej i cywilnej. Jego wyniki miałyby być dla wyborców jawne.
Na razie zbyt wcześnie snuć przypuszczenia co do tego, jakie szanse będzie miał w nowym Sejmie projekt Kukiz’15. Zwłaszcza że w resorcie sprawiedliwości podejmowano już kroki w kierunku wypracowania koncepcji dotyczącej sędziego pokoju. Pod koniec grudnia 2018 r. w MS powstał zespół, który miał „dokonać analizy i oceny możliwości oraz zakresu poszerzenia udziału czynnika społecznego w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości w ujęciu ustrojowym oraz proceduralnym, w tym polegającego na przekazaniu rozpoznawania określonych kategorii spraw tzw. sędziom pokoju (…)”. Jednak dotąd zespół nie przedstawił konkretnych efektów swoich prac.
Zapowiada się, że nowy rząd zamierza przyjrzeć się na nowo także Sądowi Najwyższemu. Przyznał to w wywiadzie dla DGP minister Mucha. Zdradził, że toczą się rozmowy na temat tego, w jaki sposób najlepiej wykorzystać moce przerobowe w SN. Czy np. nie przypisać niektórych funkcji kasacyjnych sądom w ramach struktury sądownictwa powszechnego, by tylko te najtrudniejsze sprawy trafiały do SN.

>>> Czytaj też: Gen. Hodges: Sojusz Polski z USA jest bardzo ważny, ale Warszawa nie może lekceważyć Berlina [WYWIAD]