Mount Rushmore, góra w Dakocie Południowej, w której wykuto gigantyczne oblicza czterech prezydentów, to jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli USA. A dla samych Amerykanów – symbol ich demokracji. Ten wyjątkowy pomnik odwiedza rocznie 3 mln osób. W lipcu 2020 r. Donald Trump zorganizował w jej pobliżu wiec, podczas którego doszło do przepychanek z policją. Ale to nie były zwyczajowe manifestacje przeciwników byłego już prezydenta.
Większość protestujących stanowili rdzenni Amerykanie domagający się od rządu zwrotu ziem. Policja zatrzymała 20 osób, a jedną aresztowała, oskarżając o atak na funkcjonariusza oraz kradzież jego tarczy ochronnej. – Oczywiście, że zgarnęli właśnie mnie. I oczywiście, że sfabrykowano oskarżenia – powiedział Nick Tilsen wypuszczony z więzienia po trzech dniach.
Tilsen należy do plemienia Dakotów, które zamieszkiwało tereny Black Hills (Czarnych Wzgórz), których częścią jest Mount Rushmore. Jest też szefem organizacji NDN Collective zbierającej fundusze na pomoc mieszkańcom rezerwatów. Ale przede wszystkim jest liderem ruchu na rzecz odzyskiwania przez rdzennych Amerykanów ich plemiennych terytoriów. Ten ruch to jeden z najważniejszych, a jednocześnie najbardziej nieobecnych w mediach tematów społecznych z USA ostatnich lat.
Konflikt rdzennych mieszkańców z rządem to nic nowego. Nienowe są też pozwy składane przez ludność tubylczą w sprawie ziem, z których została wypędzona. Nowa jest za to skala zjawiska. Pozwy o zwrot ziem wystosowała już zdecydowana większość plemion zamieszkujących USA – mówimy więc o setkach spraw sądowych, bo oficjalna liczba szczepów to 574. Nowe jest również to, że zmienia się postawa samych Amerykanów wobec roszczeń autochtonów.
Reklama
W 2019 r. plemię Wiyot z Kalifornii odzyskało wyspę Duluwat, z której biali osadnicy wysiedlili je na początku XIX w. Jej niewielką część odkupiono za pieniądze ze specjalnej zbiórki, resztę lokalne władze zdecydowały się Wiyotom zwrócić. Z kolei Huroni, także w 2019 r., odzyskali po 180 latach działkę w miasteczku Upper Sandusky w Ohio – oddali ją metodyści, którzy zbudowali na niej kościół misyjny. Największe zwycięstwo odnieśli jak do tej pory Krikowie z Oklahomy. Ich pozew zawędrował aż do Sądu Najwyższego, a ten w lipcu 2020 r. uznał, że zgodnie z dawnymi traktatami są oni prawowitymi właścicielami niemal całej wschodniej części stanu.
Ponieważ werdyktami SN kierują się w orzecznictwie sądy rozpatrujące pozwy, może to oznaczać, że stoimy u progu historycznych zmian. – Jak najbardziej. Całkiem możliwe, że Indianie powrócą na swoje ziemie – potwierdza Randall Akee, szef Ośrodka Studiów nad Indianami Amerykańskimi na Uniwersytecie Kalifornii w Los Angeles.
Treść całego artykułu przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.