Międzynarodowe korporacje dysponują wieloma sposobami legalnego unikania opodatkowania. Mnożenie podatkowych kosztów, wykorzystywanie ulg na działalność pożyteczną społecznie, korzyści podatkowe związane z wypłatami w opcjach na akcje czy też agresywne korzystanie z możliwości deprecjacji środków trwałych, to wszystko znajduje się w ich podatkowo-prawnym arsenale.

Szczególnie popularne jest jednak przenoszenie zysków za granicę. I tak ponadnarodowa korporacja może deklarować profity w swej spółce zależnej umiejscowionej w raju podatkowym. Dla przykładu poprzez przekazanie tej spółce posiadanych przez korporację praw własności intelektualnej. W efekcie działająca w wyżej opodatkowanym państwie spółka-matka płaci spółce zależnej opłaty za prawa do korzystania z patentów. Jej formalne koszty są więc wyższe, a zyski niższe. Te ostatnie deklaruje firma zarejestrowana w kraju podatkowo liberalnym. Podatki są wówczas mniejsze (lub nawet zerowe), a własność intelektualna i tak zostaje „w rodzinie”.

Sytuacja ta budziła ogromny sprzeciw rządów państw zrzeszonych w OECD, z których często wywodziły się międzynarodowe firmy (i w których np. projektowały swe produkty). Zdaniem tych rządów dochodziło do wykorzystywania luk prawnych i „erozji bazy (podatkowej) oraz przenoszenia zysków”.

Reklama

Od inicjatywy BEPS do podatku minimalnego

Podatek minimalny to wynik wdrożenia zaleceń inicjatywy BEPS („Base Erosion and Profit Shifting”) autorstwa OECD. Inicjatorzy zamierzają zapobiec uchylaniu się od płacenia podatków przez gigantyczne międzynarodowe podmioty. I przenoszeniu ich do szczególnie korzystnych jurysdykcji. Choć inicjatywa BEPS powstała już w 2013 r., to dopiero w październiku 2021 r. 140 państw zawarło porozumienie, co do konieczności międzynarodowej reformy systemu podatkowego.

Inicjatywa zakłada, że kraje, w których ponadnarodowe firmy realnie wypracowują zyski, otrzymają prawo do ich opodatkowania. Drugie rozwiązanie wiąże się z wprowadzeniem dla tych przedsiębiorstw ,,daniny minimalnej”. Jej wysokość wynosi co najmniej 15 proc. W odpowiedzi na wezwanie OECD Rada Unii Europejskiej przyjęła 15 grudnia 2022 r. dyrektywę dotyczącą wprowadzenia takiego właśnie podatku. Obejmuje on – z pewnymi wyłączeniami – firmy z rocznym obrotem w wysokości co najmniej 750 mln euro.

W myśl tych nowych zasad podatek minimalny pobierany jest w krajach, gdzie znajduje się siedziba macierzysta spółek (o ile ich spółki zależne opodatkowane są stawką poniżej 15 proc.). Różnica ma więc trafiać do skarbu państwa, w którym mieści się siedziba główna. Przykładowo: firma X (z rocznym obrotem 750 mln euro) ma centralę w kraju A, a spółkę zależną w słynącym z niskich podatków kraju B. W tym drugim kraju, liberalnym podatkowo, deklaruje dochód, od którego płaci 5-proc. podatek. Na gruncie nowych zasad zapłaci „uzupełniające” 10 proc. podatku w macierzystym kraju A.

W szczególnych przypadkach, gdy powyższe zasady nie znajdą zastosowania, w życie wejdzie zasada niedostatecznie opodatkowanych płatności. Zdarzy się tak, gdy w macierzystej jurysdykcji spółki nie wdrożono jeszcze zasad o globalnym podatku minimalnym. Wówczas podatkiem podzielą się kraje, w których znajdują się siedziby spółek zależnych. Proporcjonalnie do liczby pracowników i wartości aktywów trwałych.

Blaski i cienie podatku minimalnego

Podatek minimalny to szansa na to, by wpływy podatkowe trafiały w większym stopniu tam, gdzie zostały wypracowane. Likwidowanie luk w systemie podatkowym pozwoli państwom na zdobycie większych dochodów i wykorzystanie funduszy na obronność, szkolnictwo, opiekę zdrowotną czy pomoc ubogim. Wyższe dochody budżetu państw to także szansa na zmniejszenie zadłużenia publicznego.

Nie ma jednak róży bez kolców i uwzględniając opodatkowanie największych firm warto pamiętać, że dochody korporacji trafiają nie tylko do kieszeni ich największych akcjonariuszy czy prezesów (choć niewątpliwie są oni głównymi beneficjentami). Skorzystają na tym także zatrudnieni w tych firmach pracownicy, a także ich klienci. Ponadto udziałowcami firmy, często za pośrednictwem funduszy inwestycyjnych (w tym emerytalnych), są także zwykli ludzie, a wzrost wartości akcji leży w ich interesie.

Kontrowersje budzi też uzależnienie opodatkowania od przychodu. Wynikiem tego będzie powstanie nietypowej sytuacji, gdy podatki płacić musi nawet firma ponosząca straty. Tymczasem są one w biznesie czymś normalnym i nawet potężnym firmom może zdarzyć się rok ze stratami. Opodatkowanie firm ponoszących stratę to dodatkowy ciężar nakładany na przedsiębiorstwa. A tymczasem CIT (ang. corporate income tax) to, jak sama nazwa wskazuje, podatek od dochodów, a nie przychodów. Nakładanie danin na stratne firmy kłóci się zatem z istotą podatku dochodowego. Być może powinno się więc mówić o nowym rodzaju daniny. I nadać jej nową nazwę.

Kolejnym problemem, na który wskazuje „Global Tax Evasion report 2024” autorstwa EU TAX Observatory są istniejące w przepisach o podatku minimalnym luki prawne. Choć twórcy nowych rozwiązań zamierzali wyeliminować ich wykorzystywanie, niekoniecznie im się to udało.

Według autorów raportu „globalny podatek minimalny wygenerowałby tylko ułamek przychodu podatkowego, który możemy oczekiwać opierając się na zasadach ustanowionych w 2021 r.”. Ich zdaniem wbrew pozorom nowe przepisy pozwalają dużym firmom na utrzymanie realnych stawek podatkowych poniżej 15 proc., jeśli wykonują one znaczącą rzeczywistą aktywność w krajach o niskim opodatkowaniu. Wynika to z zastosowanego w regulacjach wyjątku łagodzącego skutki nowych przepisów dla firm prowadzących realną (a nie fikcyjną) aktywność w państwach liberalnych podatkowo. W efekcie nadal istnieją sposoby na uniknięcie 15-proc. podatku.

Zdaniem autorów wspomnianego „Global Tax Evasion report 2024” wciąż istnieje wiele wątpliwości. Jak piszą „[…] w dalszym ciągu niewiele wiadomo na temat skutków tej nowej polityki. Czy globalne zjawisko uchylania się od płacenia podatków maleje, czy rośnie? Czy pojawiają się nowe problemy, a jeśli tak, to jakie? Te pytania mają ogromne znaczenie w obliczu rosnących nierówności dochodów i majątku oraz wysokiego długu publicznego w krajach Unii Europejskiej w okresie popandemicznym oraz w sytuacji dużych potrzeb w zakresie dochodów rządowych na przeciwdziałanie zmianom klimatu i finansowania służby zdrowia, edukacji i infrastruktury publicznej”.

Podatek Tobina ciekawą alternatywą?

Wobec wątpliwości związanych z podatkiem minimalnym warto przywołać starszą ideę, która również służy celowi sprawiedliwości i efektywności podatkowej. Mowa o zapomnianym już nieco podatku Tobina. Jest to danina nakładana na transakcje kupna i sprzedaży walut – pomysł amerykańskiego noblisty Jamesa Tobina. Stawka podatku w zamyśle jest bardzo niska, a wpływy z niej służą zmniejszaniu nierówności społecznych. Atutem tej daniny jest również zmniejszenie szkodliwej działalności o charakterze spekulacyjnym.

Podatek ten służy odzyskaniu choć minimalnej części zysków od bogatych spekulantów i przeznaczeniu ich dla szerszych grup społecznych. Z punktu widzenia zasady malejącej użyteczności krańcowej wydaje się to pożyteczne. Wszak ubożsi bardziej potrzebują dodatkowych kwot niż zamożniejsi. Z drugiej strony – jak wskazują choćby przedstawiciele austriackiej szkoły ekonomicznej – międzyosobowe porównywanie użyteczności nie jest możliwe. Nie istnieje bowiem równoważnik pozwalający na dokonywanie takich porównań. Może się okazać, że zamożny spekulant bardziej potrzebuje pieniędzy niż przeciętny przedstawiciel społeczeństwa, choć ujmując sprawę zdroworozsądkowo całość wygląda nieco inaczej.

Kwestia podatku Tobina budzi jednak pewne wątpliwości. Bankowcy i liberalnie nastawieni ekonomiści twierdzą, że narusza on swobody działalności gospodarczej. Ich zdaniem podatek ten jest szkodliwy, ponieważ wiąże się z negatywnym wpływem na transakcje. Zwolennikom tego rozwiązania zarzuca się również populizm. Istotnie, trudności gospodarcze sprzyjają zwiększonemu zainteresowaniu taką daniną, określaną często jako „podatek Robin Hooda”. Z drugiej jednak strony podatek Tobina wyróżnia się prostotą, a jego uciążliwość powinna być niewielka. Ten rodzaj opodatkowania wiąże się bowiem z minimalną stawką – niewielkimi kosztami i dużymi potencjalnymi korzyściami dla budżetu.

Neil McCulloch i Grazia Pacillo na łamach pisma naukowego „IDS Research Reports” przekonują, że „[…] nasz ogólny wniosek jest umiarkowanie pozytywny. Chociaż literatura jest daleka od konkluzji w wielu kwestiach, wydaje się jasne, że podatek od transakcji finansowych jest możliwy do wdrożenia i może wnieść nietrywialny wkład w przychody w głównych gospodarkach finansowych. Wydaje się jednak mało prawdopodobne, aby ustabilizował on rynki finansowe, ale przy odpowiednim zaprojektowaniu raczej ich nie zdestabilizuje”. Zdaniem naukowców „zdecydowanie preferowane” byłoby wielostronne porozumienie pomiędzy kluczowymi gospodarkami.

Podobnie jak globalny podatek minimalny, podatek Tobina wymaga więc międzynarodowego porozumienia. Choć nie jest to rozwiązanie idealne, z pewnością warto brać je pod uwagę.

Marcin Jendrzejczak,dr nauk ekonomicznych w zakresie ekonomii i finansów; dziennikarz i publicysta.
ikona lupy />
Obserwator Finansowy - otwarta licencja / obserwatorfinansowy.pl