O Jacku Rostowskim można mówić różne rzeczy, często krytyczne, ale sposób w jaki przygotował rynek do oficjalnej wtorkowej prezentacji przyszłorocznego budżetu można nazwać majstersztykiem. Przez weekend opinia publiczna wyszumiała się, a w poniedziałek pod nieobecność Amerykanów odpoczywających z okazji Święta Pracy sam rynek kompletnie zignorował medialną burze wokół deficytu. Jutrzejszy dzień wraz z powrotem Wall Street może trochę „odgrzać” problem dziury budżetowej, ale nie jest to wcale pewne. Amerykanie mogą zostać uspokojeni dzisiejszym brakiem reakcji.

Sam parkiet reagował jedynie na piątkową udaną sesję za oceanem oraz pozytywne informacje, które napłynęły ze spotkania ministrów finansów G20 w Londynie, którzy uznali, że antyrecesyjne działania stymulujące globalną gospodarkę powinny być utrzymane do czasu, aż ożywienie się utrwali. Brak publikacji danych oraz notowań na Wall Street stymulował brak zmienność i nudny, aczkolwiek wzrostowy przebieg sesji. Sama końcówka wybiła ceny z całodziennej konsolidacji i indeks zakończył swe notowania na prawie 4 procentowym plusie.

Na rynku walutowym panował wręcz stoicki spokój. Na złotym żadnej eksplozji nie było i co prawda obserwowano śródsesyjne próby osłabiania naszej waluty, ale spełzły na niczym. Jutro ma zostać przedstawiony plan wyjścia z zadłużenia, więc niewykluczone jest umocnienie złotego. To paradoksalna sytuacja, gdy złe wiadomości po pewnej modyfikacji nie osłabiają waluty, ale po części mogą wręcz spowodować jej umocnienie…