52 mld deficytu, ponad dwukrotnie więcej niż w tym roku i największa dziura budżetowa w historii. Do tej pory największy niedobór w budżecie był w 2004 roku i wyniósł 41,4 mld złotych. W skali całego sektora finansów publicznych niedobór przyszłym roku wyniesie prawie 100 mld złotych. Następna niepokojąca informacja to potrzeby pożyczkowe „brutto” państwa, które wyceniono na 203,8 mld złotych.

Wszystkie te wartości oznaczają jedno – mega emisje obligacje i bonów skarbowych. Zwiększona podaż obligacji będzie oznaczała, że inwestorzy planujący zakup polskich papierów skarbowych będą żądali wyższych rentowności – pisze w komentarzu Marek Wołos z Domu Maklerskiego TMS Brokers.

Rentowność papierów skarbowych w górę

To dlatego dzisiaj od rana obserwujemy wyprzedaż 5 i 10 letnich obligacji. Rentowność tych pierwszych skoczyła na otwarciu do poziomu 5,74 proc., czyli do najwyższego poziomu od ponad dwóch miesięcy.

Reklama

Równie nerwowo zachowywali się inwestorzy posiadający obligacje 10 letnie. Wyprzedaż tych papierów doprowadziła ich rentowności do poziomu 6,2 proc. Te ruchy odzwierciedlają oczekiwania inwestorów co do premii za ryzyko. Tendencje, które zarysowały się dzisiaj, ukazują że oprocentowanie 5 letnich papierów może zmierzać w kierunku szczytów z połowy czerwca (5,95 proc.). Sprawdzianem dla rynku pięciolatek będzie środowa aukcja nowej emisji, która pokaże jakich premii za ryzyko w świetle nowych założeń budżetowych żądają inwestorzy.

Na razie złoty się nie przestraszył

Deficyt budżetowy nie odstraszył inwestorów od złotego. Mimo porannych obaw nie obserwowaliśmy silnej przeceny naszej waluty. Dzienne maksimum notowań EUR/PLN ograniczyło się do poziomu 4,1250. Frank szwajcarski i dolar zachowywały się bardzo stabilnie.

To wyjątkowo słaba reakcja, nieadekwatna do wielkości problemu. Dla porównania w lipca 2001 roku kiedy to ogłoszono „dziurę min. Bauca” doszło do załamania na rynku złotego. Kurs dolara wzrósł w ciągu miesiąca o 60 groszy.

Pomogła perswazja ministra i weekend

Tym razem inwestorzy ze spokojem i pełnym zaufaniem przyjęli komunikat ministra finansów. Przez weekend emocje, zwłaszcza te krótkoterminowe uspokoiły się, a brak możliwości dokonywania transakcji zapobiegł nadmiernej deprecjacji złotego. Bardzo ważne są zapewnienia ministra Rostowskiego, że deficyt nie przekroczy progów ostrożnościowych, a do końca roku obniży się do 3,0 proc. z 3,8 planowanych na rok przyszły. Zarówno agencja S&P jak i Moody’s zapewniają, że nie planują zmiany oceny Polski, mimo wzrostu zadłużenia.

Ale to nie oznacza, że złoty nie stracił

Złoty się nie umocni, a to oznacza jego słabość. Ponad 3 proc. wzrosty na giełdzie, umocnienie walut regionu, osłabienie japońskiego jena i zwyżka notowań EUR/USD w innych warunkach powinna umocnić złotego – pisze Marek Wołos.

Z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że gdyby informacja o skali deficytu dotychczas nie wypłynęła na rynek, złoty znalazłby się na rekordowych poziomach. Średnioterminowy cel kursu EUR/PLN na poziomie 4,0 pewnie zostałby osiągnięty już dzisiaj.

Co będzie dalej ze złotym pokażą dwie najbliższe sesje. Moim zdaniem na zbytni optymizm wobec złotego jest jeszcze zbyt wcześnie

A co z giełdą?

Świeżo ogłoszony deficyt 52 mld złotych nie zrobił wrażenia ani na rynku giełdowym ani walutowym. WIG20 w poniedziałek zyskał niemal 4 proc., a złoty pozostawał stabilny. Widać inwestorzy nie przejęli się największą dziurą budżetową w historii kraju – powiedział Forsalowi Paweł Cymcyk, analityk A-Z Finanse. -„ Jest to dobra informacja, ale większość komentarzy dotyczy wpływu tak wielkiej sumy na oprocentowanie rządowych obligacji lub ewentualnych skutków procedury nadmiernego deficytu" – mówi Cymcyk.

Ale wielka wyprzedaż przed nami

Oprócz tych czynników niezwykle istotne jest, że „tylko” 52 mld długu zostaną zrealizowane, jak informuje minister Rostowski, pod warunkiem wpływów z prywatyzacji rzędu 28-29 mld złotych.

Oznacza to, że w 2010 roku konieczna będzie sprzedaż KGHM, GPW i zapewne części sektora energetycznego (Tauron, PGE, kopalnie) oraz dalsza sprzedaż posiadanych resztówek Telekomunikacji, Grupy Lotos, Polic i Mennicy.

Na inwestorów czeka rzeka akcji

Znaczna część wymienionych firm znajdzie się na giełdzie, co spowoduje prawdziwe zalanie rynku akcjami.

To dobrze…

Ma to dwie strony. Pozytywną, bo w końcu rząd znajdzie siłę, żeby pozbyć się przedsiębiorstw które u prywatnych właścicieli podniosą nie tylko wydajność i rentowność, ale też standard usług i będą miały prawdziwą szansę na dalszy rozwój. W czasach prosperity, pogodzenie interesów państwa, spółki, związku zawodowego itp. byłoby niemożliwe.

…i źle

Negatywna strona to fakt, że tak duże firmy z istotnymi udziałami w swoim sektorze powinny być sprzedawane za najwyższą możliwą cenę. Kupujący mając świadomość, że rządowi się spieszy i każda złotówka z prywatyzacji jest potrzebna na pewno będą chcieli wykorzystać okazję i (pomijając ekstremalny przypadek stoczni) będą twardo negocjować i realizować inwestycje.

To stawia ministra skarbu w trudnym położeniu, ale przy dużym szczęściu jeżeli wzrosty na rynkach będą jeszcze trwać kilka miesięcy to oferowana cena powinna być optymalna dla każdej ze stron.

Znacznie gorzej sytuacja będzie wyglądać jeżeli ożywienie nie będzie tak dynamiczne jak się oczekuje, co przełoży się na istotną redukcję wolnego kapitału na rynkach, a więc i ilość potencjalnych kupców.

Szczególnie dla inwestorów indywidualnych

W tym całym zamieszaniu najmniej do powiedzenia (i zarobienia) będą niestety mieć inwestorzy indywidualni. Dysponując małym, jak na skalę sprzedaży, kapitałem co najwyżej będą mogli uczestniczyć w IPO o dużych skalach redukcji, które będą pokazywały jak duże zyski przechodzą im (a więc pośrednio i skarbowi państwa) koło nosa – mówi Paweł Cymcyk.