Informacje, które napłynęły w weekend sugerują, że RBNZ przeszedł do konkretnych działań – w sierpniu w ramach interwencji sprzedał NZD za 521 mln USD. Ostatnie tego typu ruchy miały miejsce w 2007 – wtedy to interwencje kosztowały bank centralny blisko 4 mld USD. Dla rynku to też wyraźny sygnał, że RBNZ przez jakiś (dłuższy?) czas nie zdecyduje się na kolejną podwyżkę stóp procentowych. Tą informację sprytnie wykorzystał także rząd – premier John Key stwierdził, że „fair value” dla NZD/USD oscyluje wokół 0,65.

Zielona fala na rynku dolara trwa nadal. Było to dobrze widoczne w piątek po południu, kiedy to amerykańska waluta zyskała po publikacji ostatecznych danych nt. wzrostu PKB w II kwartale, oraz nastrojach konsumenckich Uniwersytetu Michigan. Pojawiające się w ubiegłym tygodniu głosy ze strony członków FED, nie wykluczające możliwości usunięcia z czerwcowego komunikatu zwrotu „considerable time”, automatycznie zwiększają znaczenie publikowanych na bieżąco danych makroekonomicznych, a ten tydzień będzie w nie dość bogaty. Uwaga skoncentruje się jednak przede wszystkim na odczytach ISM i wyliczeniach Departamentu Pracy.

Na wykresie koszyka BOSSA USD widać, jak mocny jest trend wzrostowy – w ubiegłym tygodniu doszło do złamania kluczowej linii od 2011 r., która obecnie przebiega w rejonie 72,07 pkt. – to potencjalne wsparcie dla ewentualnej korekty. Istotny opór mamy dopiero w okolicach 74,73 pkt., czyli szczytu z czerwca 2010 r.

Interwencje werbalne i fizyczne (te ostatnie w sierpniu, chociaż nie można wykluczyć, że i także we wrześniu) sprawiły, że gwałtowna zniżka NZD/USD z ostatnich dni sprowadziła notowania w okolice dołka z czerwca ub.r. (0,7682). Dzisiejsze minimum na tej parze to 0,7707. Technicznie oparliśmy się o widoczną strefę wsparcia 0,7682-0,7715). To może prowokować do odreagowania, chociaż raczej nie należy oczekiwać ruchu powrotnego w stronę złamanej w zeszłym tygodniu linii wzrostowej trendu rysowanej od 2011 r. w okolicach 0,7945. Duże jest prawdopodobieństwo złamania w tym tygodniu okolic 0,7682, co będzie sygnałem do ruchu w rejon 0,7460 (minima z 2012 r.).

Reklama

Dzisiaj rano poznaliśmy już wstępne dane z Hiszpanii (-0,3 proc. r/r za wrzesień, co jest zgodne z szacunkami), oraz wyliczenia z poszczególnych landów w Niemczech – dane zbiorcze zostaną opublikowane o godz. 14:00 i widać już, że nie będą niższe od szacowanych 0,7 proc. r/r. To sugeruje, że jutrzejsze odczyty HICP dla całej strefy euro (godz. 11:00) również nie powinny negatywnie zaskoczyć (mediana zakłada 0,4 proc. r/r). To teoretycznie nieco oddala w czasie proces wdrożenia przez Europejski Bank Centralny klasycznego programu QE – na rynku do tej pory szacowano to na I kwartał 2015 r. – ale nie zmniejsza prawdopodobieństwa realizacji w/w scenariusza w ogóle. Dlatego też wspólna waluta niezależnie od wstępnych odczytów HICP za wrzesień najpewniej pozostanie pod presją spadkową aż do czwartkowych informacji z ECB. Teoretycznie można założyć, że jeżeli skala programu skupu ABS-ów nie przekroczy 0,5 bln EUR (2 października Bank ma podać szczegóły tego przedsięwzięcia), a Draghi nie będzie wyraźnie akcentował możliwości wprowadzenia kolejnych niestandardowych działań za kilka miesięcy, to wspólna waluta nieco odbije. Tylko, że w ubiegłym tygodniu szef ECB dał do zrozumienia, że furtka będzie otwarta na wiele możliwości, jeżeli takowe okażą się konieczne.

Na wykresie EUR/USD widać, że po korekcyjnym odbiciu w okolice 1,27 dzisiaj rano, dość szybko zaczęła ponownie dominować strona podażowa. Po ubiegłotygodniowym złamaniu okolic 1,2750 wpisuje się to tylko w obraz bardzo silnego trendu spadkowego. Jego potwierdzeniem będzie złamanie dzisiejszego minimum na 1,2663, które było zbieżne z dołkiem z listopada 2012 r. na 1,2660. Wtedy kolejnym punktem będą okolice 76,4 proc. zniesienia Fibo w rejonie 1,25.