Oficjalne stwierdzenie sabotażu
W niedzielę rano maszynista zauważył w pobliżu stacji Mika (pow. garwoliński) uszkodzenie infrastruktury kolejowej. Okazało się, że dwie szyny są zniszczone na odcinku około metra. W zdarzeniu nie było osób poszkodowanych. Porannym pociągiem jechało dwóch pasażerów.
– Otrzymaliśmy już oficjalne potwierdzenie, że był to akt sabotażu. To jest, według dostępnych mi danych, pierwszy przypadek sabotażu na polskiej kolei od 1938 r. I to nie jest żart – powiedział Makowiec.
Historyczne odniesienia do sabotażu w Polsce
Wyjaśnił, że w 1938 r. kolejarz rozkręcił rozjazd przed nadjeżdżającym pociągiem, który następnie się wykoleił.
Ekspert przywołał zdarzenie z września tego roku, gdy na trasie Katowice-Katowice-Ligota znaleziono pusty wagon, który został odłączony od składu towarowego i podkreślił, że nie ma potwierdzenia, że był to sabotaż.
– Udało mi się dotrzeć do dokumentu kolejowego, który zaklasyfikował to zdarzenie jako „złośliwe, chuligańskie lub lekkomyślne występki” – dodał.
Wyjaśnił, że na polskiej kolei każde zdarzenie ma swoją kategorię. Jedną z nich są złośliwe, chuligańskie lub lekkomyślne występki, ale jest też kategoria „zamach zbrodniczy”.
– Zdarzenia na Śląsku nie zakwalifikowano jako „zamach zbrodniczy”. Czy tak będzie w sprawie tego zdarzenia pod Dęblinem, zobaczymy, co stwierdzi komisja kolejowa i przede wszystkim jaką decyzję podejmie Państwowa Komisja Badania Wypadków Kolejowych – podkreślił Makowiec.
– Sądzę, że ten przypadek będzie zakwalifikowany jako „zamach zbrodniczy”, chociaż to się jeszcze okaże. Pomimo tego, że nie doszło do wykolejenia pociągu, nikt nie zginął i nie został ranny, doszło tylko do wyłamania szyny, ale to stwierdzi komisja kolejowa – zaznaczył, dodając, że jego zdaniem PKBWK powinna się tym zająć.
Zwrócił też uwagę, że sto lat temu doszło do sabotażu pod Starogardem Gdańskim, który doprowadził do katastrofy. Rozkręcono wtedy szyny przed pociągiem tranzytowym z Królewca do Berlina. Pociąg się wykoleił i zginęło 29 osób. Była to największa katastrofa kolejowa w okresie międzywojennym.
– W przypadku tego sabotażu do dziś nie wiemy, kto ten pociąg wykoleił. Policja nigdy nie ustaliła sprawców – powiedział ekspert.
Wskazał, że wtedy była bardzo zaogniona sytuacja w relacjach polsko-niemieckich, a teraz relacje w naszym regionie, szczególnie z Rosją, są bardzo napięte.
Skomentował też niedzielne zdarzenie pod Dęblinem.
Zdarzenie pod Dęblinem
– Według doniesień medialnych najpierw jechał pociąg IC, którego maszynista miał poczuć, że coś jest nie tak z torem. Zgłosił to dyżurnemu ruchu w Dęblinie, a ten polecił następnemu pociągowi, czyli maszyniście osobowego Kolei Mazowieckich, żeby obserwował szlak, zachował ostrożność, jechał powoli – przekazał Makowiec.
Wyjaśnił, że pociąg KM to elektryczny zespół trakcyjny składający się z trzech członów.
– Pierwszym przejechał nad dziurą i jest na torach. Drugi człon zatrzymał się prawie że centralnie nad dziurą. Pierwszym wózkiem tego członu przejechał nad dziurą i stoi na torach. Tu będzie też rola komisji kolejowej, żeby ustalić, jak te wózki przejechały przez wyrwę i że nie doszło do wykolejenia – dodał.
Przypomniał, że były dwa przypadki uszkodzenia szyny, ale przyczynami była wada fabryczna, a nie celowe działanie. W 1962 roku pod Piotrkowem Trybunalskim z dużą prędkością na uszkodzoną szynę najechał pociąg z Sofii do Warszawy. Doszło do wykolejenia kilku ostatnich wagonów, w które uderzył pociąg „Szopen” z Warszawy do Wiednia – zginęły 34 osoby. To była największa katastrofa po II wojnie światowej.
Kolejny przypadek zdarzył się w styczniu 2004 r. pod Miałami, szyna miała wadę materiałową. Najechał na nią pociąg towarowy, wykoleiło się kilka wagonów, w które wjechał pociąg ze Szczecina do Terespola. Na szczęście nikt nie zginął.
– Pod Dęblinem wyrwa w szynie ma około 100 centymetrów. Pod Piotrkowem uszkodzenie szyny, według dostępnych mi danych, było na długości 5,5 metra, a w przypadku Miki wadliwy odcinek miał dokładnie metr – wyjaśnił, podkreślając, że pociąg towarowy się wykoleił, a pod Dęblinem nie.
Dodał, że to też nie jest tak, że wada pojawia się nagle.
Zaapelował, żeby w dzisiejszych czasach mieć oczy dookoła głowy, zwracać uwagę na to, co się wokół nas dzieje, i zgłaszać to służbom, ale także weryfikować informacje. Przypomniał, że w przypadku ostatniego zdarzenia, zanim zaczęli problem zgłaszać maszyniści, mieszkańcy alarmowali o wybuchach.
Akt dywersji na trasie Warszawa-Lublin
Na trasie Warszawa – Lublin doszło do dwóch aktów dywersji; podczas pierwszego z nich eksplozja ładunku wybuchowegozniszczyła tor kolejowy, co zdaniem premiera Donalda Tuska miało najprawdopodobniej doprowadzić do wysadzenia pociągu. W innym miejscu pociąg z 475 pasażerami musiał nagle hamować z powodu uszkodzonej linii kolejowej.