Z ustaleń "GW" wynika, że "kluczowi śledczy w prokuratorskiej centrali na odchodne otrzymywali bajońskie sumy z budżetu państwa w ramach ekwiwalentu za urlop". Redakcja zaznaczyła, że "wielu z nich to członkowie stowarzyszenia Ad Vocem, z którego wywodzili się kluczowi śledczy Ziobry".

Przepis zapewniający miękkie lądowanie

Gazeta podała, że "rekordową kwotę otrzymał zastępca prokuratora generalnego ds. wojskowych Przemysław Funiok, który tuż po wyborach przeszedł na wcześniejszą emeryturę". Według "GW" zgromadził 158 dni zaległego urlopu, a jego ekwiwalent wyniósł 366,5 tys. zł brutto.

Reklama

Gazeta ustaliła, że "potężny ekwiwalent" za urlop otrzymali też inni członkowie Ad Vocem: były prokurator krajowy Bogdan Święczkowski, (obecnie orzekający w TK) - 257,5 tys. zł brutto za 147 dni urlopu; prokurator Bartosz Biernat (w przeszłości członek zespołu smoleńskiego) - 260,7 tys. zł brutto za 178 dni urlopu; Jarosław Hołda - 83,5 tys. zł brutto za 57 dni zaległego urlopu.

"Wyborcza" podała, że Funiok i Święczkowski "wrócili do czynnej służby, gdy Zbigniew Ziobro ponownie objął rządy w prokuraturze w 2016 r.". Według redakcji, "po ostatnich wyborach Funiok liczył się z odbiciem prokuratury z rąk ziobrystów, skorzystał więc ze 'złotego spadochronu'".

Redakcja wyjaśniła, że w 2016 r. PiS wprowadził w ustawie przepis "zapewniający wąskiemu gronu prokuratorów, którzy powrócili ze stanu spoczynku w 2016 r. do pracy, miękkie lądowanie, gdyby PiS stracił władzę". Jeden z prokuratorów cytowany przez "GW" wyjaśnił, że "w prawie o prokuraturze wprowadzono specjalny przepis, który pozwala im wrócić w każdej chwili w stan spoczynku z wypowiedzeniem (...). Tym razem będą jednak pobierać wyższą emeryturę, która uwzględni nabyte stawki awansowe - łącznie 115 proc. dotychczasowego wynagrodzenia".

Prok. Jacek Bilewicz ze stowarzyszenia Prokuratorów "Lex super omnia" ocenił na łamach "GW", iż "wygląda na to, że stworzono cały system 'chomikowania' urlopów, by potem prokurator krajowy bądź zastępcy prokuratora generalnego uzyskiwali na odejście kwoty sięgające 200 tys. zł".