Z Franciszkiem Jakubem Longchamps de Bérier rozmawia Robert Mazurek
Te liczby robią wrażenie?
Robią.
Ale nie jest ksiądz zaskoczony?
Reklama
Ten sondaż potwierdza to, co i tak wiemy. Młodych w Kościele i w kościele prawie nie ma.
Według IBRiS 47 proc. 20-latków jest do Kościoła nastawionych negatywnie, a 44 proc. neutralnie.
Zwłaszcza o tę drugą grupę powinniśmy zabiegać. Wierzę, że oni są gotowi dać nam szansę. Popełniliśmy błąd wtedy, kiedy Kościół przestał iść z ludźmi.
To mocne.
Kościół zawsze był silny bliskością z wiernymi, bezpośrednim kontaktem, który dawały katecheza, kolęda, grupy ministranckie – to były miejsca i chwile, w których poznawaliśmy ludzi, słuchaliśmy ich.
W PRL Kościół rzeczywiście był zawsze z ludźmi.
A teraz się od nich niespotykanie oddalił.
Teraz?
To się działo powoli, oddalali się wierni, ale też oddalali się duchowni. To księża zdjęli sutanny i koloratki, zaczęli chodzić ubrani prywatnie, bo tamten strój to strój służbowy. I czasem nieświadomie, a czasem świadomie zaczęli wprowadzać ten podział: tu jesteśmy służbowo, a tam prywatnie. Księża zamknęli się w plebaniach i nie są z ludźmi.
Mają swoje sprawy?
Przecież mamy prawo do życia prywatnego, a nie ciągle służba i służba. W ogóle w społeczeństwie straszliwej dewaluacji uległo pojęcie służby. Proszę zwrócić uwagę, że nieprzypadkowo nie ma już „służby zdrowia”. Kolega, profesor nauk medycznych, mówi mi prywatnie, że dochodzi do weterynaryzacji medycyny, bo chodzi w niej głównie o pieniądze. Ale zostawmy to, zanim pan zwróci mi uwagę, że biję się w cudze piersi.
To akurat było ciekawe i trafne, jednak wróćmy do Kościoła.
On się zamknął w sobie. Księża bardziej skupili się na wypełnianiu swoich obowiązków i sprawowaniu funkcji niż na służbie, na misji. Nie ma już miejsca na bliskość, na wsłuchiwanie się w autentyczne potrzeby wiernych, a w każdym razie tego miejsca jest dużo mniej niż niegdyś.