Lubię myśleć o Polsce jak o puzzlach, które nigdy nie zostały do końca ułożone. Może stało się tak, bo niektórych strach bierze na samą myśl, jaki obrazek mogliby ujrzeć. Być może jednak moja metafora jest chybiona, bo puzzle najłatwiej zacząć układać od krawędzi, później pełznąc do środka. Tymczasem Polska pamięć opiera się na pamięci kongresówkowo-krakowskiego środka mapy, nie jej peryferiów.
Na szczęście ostatnio w literaturze faktu peryferia przemawiają częściej. To ważne zwłaszcza w dobie regresu mediów lokalnych. Sprawę ratują m.in. ci dziennikarze, którzy mieszkając w regionach, piszą dla mediów ogólnopolskich. Jednym z nich jest Tomasz Słomczyński. To autor jednego z ciekawszych w ostatnim czasie głosów peryferii – reporterskiej książki „Kaszëbë”.
Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Czarne w serii Sulina, w której od pewnego czasu widać ciekawe w literaturze przesunięcie – o małych ojczyznach opowiada się głównie już nie poprzez literaturę piękną, a poprzez literaturę faktu. Sulina krok po kroku pokrywa intelektualnie i emocjonalnie mapę Polski. Spójrzmy choćby na północ kraju. W ostatnich paru latach o Podlasiu pisała Anna Romaniuk („Orzeszkowo 14. Historie z Podlasia”), o Warmii i Mazurach Beata Szady („Wieczny początek. Warmia i Mazury”), o polskich wyspach Piotr Oleksy („Wyspy odzyskane. Wolin i nieznany archipelag”), a wiele wątków udanie spięła Karolina Kuszyk w „Poniemieckim”. Brakującym puzzlem były Kaszuby, nad którymi pochylił się właśnie Słomczyński.

Łamigłówka

Reklama
Wspomniane przeze mnie książki są głęboko zanurzone w miejscowych pamięciach, często bluźnierczych. Część z nich jest też próbą autorefleksji nad własną tożsamością.
W „Kaszëbë” też widzimy zmaganie się z samym sobą. Słomczyński parę lat temu przeprowadził się z Sopotu (dawnej kaszubskiej wsi, o której długo nie wiedział, że jest kaszubska) do Kartuz, uznawanych przez niektórych za stolicę Kaszub. I zdradza Słomczyński (choć w tęgiej książce rozważania o sobie samym zajmują niewiele miejsca – a są tak ciekawe, że szkoda, iż jest ich tak mało): „Z entuzjazmem neofity postanowiłem, że przywdzieję tożsamość kaszubską. Ja, etniczny kundel warszawsko-kresowy, spragniony jakichkolwiek korzeni, będę teraz Kaszubą”. I dalej: „Uwierało mnie to, że nie potrafię identyfikować się z miejscem na ziemi, w którym przyszło mi żyć. Sopot, choć ukochany, piękny i jedyny, zawsze był zbyt »poniemiecki«, więc za bardzo niezrozumiały i obcy, żeby mógł być mój. Tym bardziej Gdańsk... A ja chciałem się jakoś zakorzenić, na krzywy ryj, bez biletu wstępu, szybko i skutecznie. Wybrałem sobie Kaszuby, ale nic o nich nie wiedziałem”. Słomczyński założył portal „Magazyn Kaszuby” i pisał o miejscowej przeszłości, teraźniejszości, o kulturze. Wiele zresztą wspólnego to szukanie małych ojczyzn i swoich korzeni ma z falą zainteresowania tematyką ludową.
Treść całego artykułu przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.