Dyrektorzy mówią wprost: docenialiśmy bardziej niż ocenialiśmy. W tym roku uczniowie dostali lepsze stopnie niż w poprzednich latach. – Mieliśmy więcej świadectw z wyróżnieniem – przyznaje Ryszard Sikora, dyrektor SP36 w Krakowie. Podobnie mówi Izabela Leśniewska, dyrektorka szkoły podstawowej w Radomiu.
‒ Wszyscy dostali promocję, jak nigdy. Choć w kilku przypadkach wiem, że uczeń ma deficyty i powinien powtarzać rok – dodaje Lucyna Stolcman, dyrektor szkoły podstawowej w Połajewie. A Marcin Jaroszewski, dyrektor XXX LO im. Jana Śniadeckiego w Warszawie, przyznaje: ‒ Mam wysyp czerwonych pasków.
Powodów jest kilka. Po pierwsze, presja resortu edukacji i rzecznika praw dziecka na podwyższanie ocen. – Z mediów płynął przekaz, by nauczyciele nie gnębili dzieci, żeby je wzmacniali, dając lepsze oceny. Nie pozostało to bez wpływu na ich decyzje – przyznaje Sikora.
To że presja na łagodniejsze ocenianie była, potwierdza też Marek Pleśniar, dyrektor biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. ‒ Oczekiwano, że dzieci zostaną docenione za naukę w nowych warunkach, za swoją mobilizację. I ja się z tym zgadzam, warunki faktycznie były niezwyczajne. Jednak dobrze jest wyciągnąć z tego refleksję, czyli powiedzieć dzieciom i rodzicom, za co dokładnie jest nagroda w postaci czerwonego paska ‒ dodaje Marek Pleśniar. Uważa, że docenianie wysiłku dziecka w ten sposób może być czymś, co zachęci je do lepszego uczenia się w przyszłym roku.
Reklama
Dyrektorzy szkół przyznają też, że na czerwony pasek w tym roku zasłużyły np. dzieci, które dotąd przegrywały wyścig o to wyróżnienie gorszym zachowaniem. ‒ Głównie dlatego, że przeszkadzali na lekcjach. Ucząc się w domu, nie mając poklasku od rówieśników, pokazali, że potrafią być skupieni i spokojni. Stąd piątka z zachowania na koniec oraz świadectwo z wyróżnieniem ‒ mówi wychowawca szkoły podstawowej na warszawskim Mokotowie.
Okazuje się, że to właśnie ocena z zachowania wzbudziła w tym roku wśród nauczycieli najwięcej emocji. Choć np. wszyscy uczniowie szkoły podstawowej w Obornikach Wielkopolskich dostali promocję do następnej klasy, zdaniem dyrektorki placówki jest stanowczo za dużo wzorowych. ‒ To nie jest tak, że źle oceniam swoich uczniów. Jednak wzór to wzór. A sama aktywność na lekcji online to za mało. Od września będziemy musieli uświadamiać uczniom, że muszą pracować bardziej, że to była wyjątkowa sytuacja – mówi Jolanta Lubińska.
Marcin Jaroszewski idzie dalej. ‒ Ocenianie zachowania za ostatnie miesiące było fikcją. Już wcześniej uznaliśmy, że nie przywiązujemy wagi do wyglądu czy stroju ucznia, a do tego, jak się zachowuje wobec innych. A jak to zrobić zdalnie? – pyta. Między innymi dlatego w jego liceum nie wystawiono ani jednej oceny nagannej i chyba jedną nieodpowiednią. A on sam przyznaje, że nauczyciele musieli przewartościować swój sposób oceniania i nauczania.
– Dawaliśmy uczniom takie zadania, żeby mogli im podołać i żeby nie czuli się najzwyczajniej w świecie sfrustrowani. To nie był łatwy czas i dla wszystkich stanowił wyzwanie – przyznaje Izabela Leśniewska, dyrektorka SP 23 w Radomiu.
Ale w wysypie dobrych ocen na świadectwach jest także mało przyjemny aspekt: to była szkoła nieuczciwości. – Nauczyciele języków obcych dostawali wypracowania pełne słów, których dzieci na pewno nie poznały na lekcjach. A pani od plastyki sygnalizowała mi, że dawno takiego wysypu dzieł nie miała. Pisaliśmy do rodziców, prosząc, by dzieci pracowały samodzielnie. Z różnym skutkiem – mówi Lucyna Stolcman. Opowiada, że miała też grupę uczniów, którzy wymyślili schemat działania. Jeden rozwiązywał zadanie z matematyki, robił zdjęcie i wysyłał najlepszym kolegom. Ci przepisywali i pokazywali nauczycielowi jako własne.
Anglistka Danuta Matczuk przyznaje, że włożyła wiele pracy w to, by zmobilizować uczniów do samodzielności. ‒ Jeśli chciałam sprawdzić, jak idzie im samodzielne czytanie tekstów, prosiłam, by wysyłali mi nagrania. Znajomość gramatyki weryfikowałam, wywołując do kamerki pojedyncze osoby. Gdy zadawałam pracę domową, podkreślałam, że to nie na ocenę, ale na wiedzę ‒ podkreśla.
Zdaniem nauczycieli przygnębiające jest nie tylko samo oszustwo, lecz także to, że odzwierciedla ono sposób myślenia w wielu rodzinach. – Rodzice nie pytają, czego się dziś dowiedziałeś, tylko co dostałeś. A potem nawet sami są skłonni zrobić za dziecko pracę, żeby tylko miało lepszą ocenę – opowiada dyrektor krakowskiej placówki.
‒ I wyrządzają mu krzywdę! Sam powtarzam swojemu synowi, że lepiej mieć tróję i coś w głowie, niż celujący na papierze – dodaje Jaroszewski.
Rodzice również osobiście walczyli o stopnie. – Pisali, naciskali, skarżyli do dyrekcji, wychowawcy – opowiada nasza kolejna rozmówczyni. – Musiałam np. zdecydować, czy dać kolejną szansę trójkowemu uczniowi, by wyciągnął się na czwórkę. Kolejną, bo poprzednie nic nie dawały. W cenie był jednak święty spokój…
Najbardziej zdeterminowani byli rodzice ósmoklasistów. Bo pasek na świadectwie jest szczególnie cenny dla tych uczniów. Za wyróżnienie mogli zdobyć aż 7 na 200 pkt, które się liczą przy rekrutacji do szkoły ponadpodstawowej. ©℗
Zyskali ci, którzy do tej pory mieli kiepskie noty z zachowania