Działając w Marsylii, mjr Mieczysław Słowikowski przerzucał polskich żołnierzy do Anglii najpierw przez Hiszpanię, a gdy to stało się już niemożliwe – przez północną Afrykę. Ale w maju 1941 r. dostał rozkaz wyjazdu z kolaborującej z III Rzeszą Francji-Vichy – na polecenie polskiego rządu w Londynie miał się udać do Afryki, by założyć siatkę wywiadowczą w Maroku, Algierii, Tunezji i Senegalu. W Maghrebie rządziły wojska i służby Vichy, niemieckie oraz włoskie. Słowikowski mógł liczyć jedynie na siebie i, co podkreślał, Opatrzność. Wiedział, że w tym przedsięwzięciu ważny będzie rygor. I taki też kryptonim nadał sobie oraz afrykańskiej ekspozyturze polskiego wywiadu.
Przygotowania do operacji rozpoczął od zdobycia zgody władz Vichy na wyjazd do Afryki – ale po kilku tygodniach bezowocnych prób stracił nadzieję. Wtedy żona przypomniała mu, że do Maroka wyjechał komisarz Marcel Dubois, z którym kilka miesięcy wcześniej wyszli cało z wypadku samochodowego. Żona „Rygora” napisała list do małżonki komisarza, a kilka dni później otrzymali telegram z Rabatu podpisany „Marcel” z informacją, że marokańskie wizy dla Słowikowskiego, jego żony i syna zostały wysłane do prefektury w Marsylii.
Od polskiego wywiadu z Londynu Słowikowski dostał 500 tys. franków (dziś to byłoby ok. 800 tys. zł), depesze z zadaniami do wykonania oraz książkę szyfrów. Musiał to ukryć w bagażu razem z dwoma pistoletami. Kupił jeszcze korkowy kapelusz tropikalny oraz kilka aparatów fotograficznych. Od kolegi „z firmy” w Marsylii dostał adres przebywającego w Algierze mjr. Maksymiliana Ciężkiego („Maciej”). „Maciej” nadawał depesze na południe Francji, tam przechwytywał je płk Gwido Langer („Wicher”) – stamtąd informacje przekazywano do centrali polskiego wywiadu. Tak „Rygor” miał utrzymywać łączność z Londynem.
Słowikowski mógł polegać na Ciężkim i Langerze, bo byli to dowódcy operacji złamania kodu Enigmy. Doceniał też smykałkę do tajnej pracy u ppor. Henryka Łubieńskiego, który, udając dziennikarza, wyjeżdżał z żoną na misję razem ze Słowikowskim. Rodzina „Rygora” miała dopłynąć do niego po miesiącu. Tak jak jeszcze trzech oficerów do pomocy.
Reklama
Po dotarciu do Afryki w lipcu 1941 r. Słowikowski zamieszkał w hotelu Arago w Algierze. Na pierwszy spacer wybrał się w korkowym hełmie – chciał wtopić się w tłum. Od wyjścia z hotelu czuł, że jest odwrotnie, bo ludzie patrzyli na niego z ciekawością, niektórzy z uśmiechem zdziwienia. Okazało się, że nikt tu nie nosi korkowych hełmów. W ciągu pierwszych dni Słowikowski zorientował się za to, że tylko osoby dobrze prezentujące się mają wszędzie wstęp. Tacy ludzie są postrzegani jak przedsiębiorcy. Wniosek dla niego był prosty – przykrywką dla działalności szpiegowskiej musi być biznes.