Ludzie ze starszych roczników pamiętają ze szkół lekcje przysposobienia obronnego. Całymi klasami jeździło się na strzelnice i na zaliczenie strzelało z kbks – karabinka sportowego na amunicję małokalibrową z bocznego zapłonu. – Strzelałem z niego – wspomina Mariusz „Korba” Kaczmarczyk, współwłaściciel strzelnicy B7 w Warszawie. I dodaje, że ze strzelaniem jest jak z jedzeniem orzeszków: gdy człowiek zacznie, trudno mu skończyć. – Sporo ludzi jest uzależnionych od adrenaliny. Owszem, są też pełni obaw introwertycy. Ale to nie o nich. Większość osób, które do nas przychodzą, kombinuje tak: nie będę snajperem i obym nigdy nie musiał użyć broni poza strzelnicą. Mimo to chcę wiedzieć, jak się nią posługiwać, gdyby trafiła w moje ręce.

Od roku strzelnice w Polsce przeżywają oblężenie. W B7 liczba klientów skoczyła o 300 proc. Powód jest oczywisty: wojna w Ukrainie. – Nie miałem złudzeń co do tego, że w końcu dojdzie do ataku na pełną skalę – podkreśla Mariusz. Nie kryje, że negatywny stosunek do Rosji wyniósł z domu. Pytany o swój stosunek do broni, tłumaczy, że kluczowe są szacunek i świadomość, czym ona jest. Ma obecnie kilka grup klientów, trzy wyróżniają się szczególnie. Pierwsi to pasjonaci broni. Drudzy to ludzie, którzy przed 24 lutego nigdy nie mieli jej w rękach. Trzeci – Ukraińcy. Wśród nich są i tacy, których szkoli na front.

Reklama

Dane policji pokazują, że lawinowo przybywa osób z pozwoleniem na broń. 2022 r. był pod tym względem rekordowy – przyznano je ponad 37,4 tys. osób. Dla porównania rok wcześniej było to niespełna 20 tys. Najwięcej pozwoleń dotyczy broni kolekcjonerskiej i sportowej. Ich liczba rok do roku wzrosła dwukrotnie. O ponad 100 tys. podskoczyła też liczba zarejestrowanych sztuk (kolekcjonerskiej o prawie 44 tys., sportowej – o ok. 39 tys.).

Tylko spokojnie

Daleki kraniec Warszawy, blisko sieci torów kolejowych. W jednym z budynków na uboczu mieści się zespół strzelnic – dwie osie do strzelania statycznego, jedna do dynamicznego. Przed wejściem obowiązkowo trzeba założyć gogle (by zabłąkana łuska nie trafiła w oko) i słuchawki (by stłumić huk). Ale nawet tak zabezpieczona osoba, nienawykła do odgłosu wystrzału, reaguje, jakby ktoś podrzucił jej petardę pod nogi: czuje nagły, silny niepokój i odruchowo podskakuje. – Spokojnie, to minie, kwestia przyzwyczajenia – pociesza Mariusz. Bacznie obserwuje pierwsze reakcje każdego, kto pojawia się na strzelnicy. – OK, są tacy, którym to nie mija. Po prostu nie nadają się do broni i lepiej im jej nie dawać – przyznaje.

Cały tekst przeczytasz w weekendowym wydaniu "Dziennika Gazety Prawnej" i na eGDP.