ChatGPT często się myli, ma problemy z poprawną polszczyzną, a kiedy zarzuci mu się jakiś błąd, zasłania się twierdzeniem, że przecież jest tylko modelem językowym. Co nie znaczy, że nie potrafi sensownie wytłumaczyć, czy liczby naturalne mogą być ujemne albo polecić filmu, jeśli powiemy mu, jakiego rodzaju rozrywki szukamy. Jakie inne narzędzia bazujące na AI mogą uczynić nasze życie łatwiejszym i przyjemniejszym?

DeepL czyli translator na sterydach

Dawniej, kiedy potrzebowałam skonstruować jakiś tekst po angielsku, nieocenioną pomocą był dla mnie Google Translate. Do czasu, aż poznałam DeepL. Jako tłumacz działa podobnie do GT – przekłada nieźle na angielski i z błędami na polski (innych języków nie testowałam). Najfajniejsza jest jednak jego funkcja DeepL Write. W jednej kolumnie piszesz sobie tekst w wybranym języku (angielski brytyjski, angielski amerykański lub niemiecki), a w drugiej narzędzie poprawia ci błędy, sugeruje zmiany stylistyczne albo po prostu możliwości powiedzenia inaczej tego samego. Dzięki temu można stworzyć np. nienaganny językowo, oficjalny list w języku angielskim, który nie będzie prostym tłumaczeniem polskiej treści.

Reklama

Na stronie DeepL można przeczytać, że posługuje się on technologią opartą na uczeniu maszynowym i sztucznej inteligencji, dzięki czemu wyłapuje niuanse językowe i jest 3 razy lepszy niż narzędzia oferowane przez konkurencję. Jeśli zdecydujemy się na wersję płatną, dostaniemy dużo różnych dodatkowych udogodnień i fajerwerków, jednak nawet opcja darmowa może uczynić nasze pisanie po angielsku (lub niemiecku) lekkim, łatwym i przyjemnym zajęciem.

Narysuj mi, Sztuczna Inteligencjo!

Narzędzi bazujących na AI, które rysują ładniejsze lub brzydsze obrazki, pojawiło się ostatnio na pęczki. Na jednej z anglojęzycznych stron widziałam namalowane przez sztuczną inteligencję, na podstawie książkowych opisów, postacie z cyklu o Harry’m Potterze. Jakże bardziej odpowiadały one moim wyobrażeniom niż te zaprezentowane w filmowej wersji przygód Chłopca, Który Przeżył! Smutna informacja jest taka, że większość z tych narzędzi jest płatna i/lub ma ograniczenia co do ilości generowanych obrazków na dzień/adres IP.

Dlatego moim ulubionym rysownikiem spod znaku AI został Stable Diffusion. Zdarza mu się przycinać i dostawać zadyszki, czasami jego interpretacja zadanego prompta jest co najmniej zaskakująca, ale do zabawy nadaje się idealnie. Wraz z rodziną gramy za pomocą tego narzędzia w onlinową wersję popularnej gry Dixit, tyle, że sami generujemy sobie obrazki do wymyślanych haseł. Polecam!

Dla początkujących kodujących

Kiedy zapytałam znajomych na Facebooku, czy używają jakichś narzędzi opartych na AI, jedna osoba podrzuciła mi dwa tropy, które ułatwiają jej kodowanie. Jedno z tych narzędzi, KiteAI, jest już niestety niedostępne. Drugie to GitHub Copilot.

Narzędzie oferuje podrasowaną wersję tego, z czym programiści mieli do czynienia w przypadku GitHuba w podstawowej wersji. Zanim jego funkcjonalność została sprzęgnięta ze sztuczną inteligencją, był po prostu serwisem umożliwiającym hostowanie repozytoriów i udostępnianie ich innym programistom. GitHub Copilot potrafi o wiele więcej – kiedy piszesz kod, podpowiada kolejną linijkę, może też sugerować całe metody, testy jednostek, a także złożone algorytmy. Wady? Jest dostępny tylko dla subskrybentów. I, jeśli jesteś początkującym koderem, wykona za ciebie tyle roboty, że możesz nie zdołać nauczyć się kodować.

Odpowiednie dać rzeczy słowo

Dla mnie osobiście jednym z przyjemniejszych momentów podczas pisania tekstów jest wymyślanie tytułów. Ale takich, żebyście kliknęli. Jednak nie każdy dziennikarz czy copywriterka jest pasjonatką akurat tego etapu pracy. Odkąd zwroty w rodzaju „breaking news”, „pilne”, „uwaga” i „nie uwierzysz” przestały na was robić wrażenie, niejeden rzemieślnik słowa musi się nieźle nagłowić, żeby stworzyć atrakcyjny tytuł.

Z rozwiązaniem tego problemu przychodzi prawdziwy bohater, czyli HeadlineHero. Działa tak, jak obiecuje – wklejasz mu w okno dialogowe tekst, a on ci daje kilka propozycji tytułów. Jest całkowicie bezpłatny, więc przetestowałam. Efekt? MOJE LEPSZE. Ale sprawdźcie sami, np. na podstawie tego tekstu. Wrzućcie jego treść w HeadlineHero i oceńcie, czy w ten tytuł kliknęlibyście szybciej niż w mój.

Publiczne lustro

Jeśli jesteś celebrytą albo popularną instagramerką, to coś dla ciebie. Mowa o narzędziu oferowanym przez wrocławski startup – Public Mirror.

Jak możemy przeczytać na stronie internetowej firmy, oferuje ona wyszukiwarkę twarzy. Phi, nic nowego, ktoś mógłby powiedzieć. A jednak. Kiedy skorzystasz z klasycznego (np. googlowskiego) narzędzia do wyszukiwania obrazów i jesteś, dajmy na to, brunetką z kręconymi włosami, otrzymasz w wynikach szereg zdjęć innych brunetek z kręconymi włosami. Tymczasem twórcy Public Mirror obiecują, że przy pomocy ich narzędzia znajdziesz, z dokładnością do 95 proc., wszystkie treści internetowe zawierające twoje zdjęcia. Nawet z czasów, kiedy byłaś blondynką o prostych włosach. Public Mirror ma więc ułatwić zarządzanie wizerunkiem na dużo większą niż dotąd skalę.

Koszt dostępu do tej wiedzy? Zgodnie z cennikiem na stronie internetowej – 14,99 dolarów miesięcznie. Czy warto? Sami oceńcie.