„To nic osobistego” – skomentowały tę strategię Sarah Whitten i Lillian Rizzo dla CNBC. Udostępnianie każdego tytułu wiąże się z wydatkami, np. licencyjnymi. Przedsiębiorstwa, zwłaszcza w obliczu presji ze strony Wall Street, muszą dobrze kalkulować. Niektórych tytułów nie opłaca się trzymać.

Żegnaj, Willow

Przywykliśmy do myśli, że platformy w rodzaju Netflixa czy HBO Max to takie wielkie biblioteki, do których, zgodziwszy się płacić abonament, będziemy mieć dostęp zawsze. I że produkcję, która raz trafi do ich oferty, będziemy mogli obejrzeć, kiedy zechcemy.

Reklama

Jednym z przejawów tego, że tak nie jest, było zniknięcie części tytułów z kanału Discovery. Miało to związek z fuzją z Warner Bros i chęcią uniknięcia kosztów podatkowych. Wtedy jeszcze osoby subskrybujące mogły sobie tłumaczyć, że tak duży ruch biznesowy musi się wiązać z jakimiś niedogodnościami i zakładać, że nie jest to ścieżka, którą podąży cały biznes streamingowy.

Jednak w obliczu tego, jak mocno swoją ofertę obcina właśnie Disney+, komentatorki podejrzewają, że czas łatwego dostępu do treści na platformach streamingowych dobiega końca. Whitten i Rhizzo przewidują, że taki los czeka każdą z nich, nie wyłączając Netflixa.

Jakich tytułów nie obejrzymy już na Disney+?Oprócz wspomnianego już „Willowa” CNBC wymienia też „Potężne Kaczory: Sezon na zmiany” oraz „Tajne Stowarzyszenie Nicholasa Benedicta”, ale cała lista obejmuje dużo więcej produkcji.

Wiszenie kosztuje

Za dynamiką oferty platform streamingowych stoją, jak już zostało wspomniane, biznesowe kalkulacje. Czemu właśnie teraz firmy zaczęły uważniej przyglądać się, na co wydają pieniądze?

Jak wiadomo, historia tej usługi nie jest długa. Rozpoczął ją Netflix w 2007 roku, przy czym dopiero w 2012 roku zaczął udostępniać w ten sposób treści własnej produkcji. Wiele osób może mieć poczucie, że jest z nami od zarania dziejów, ale np. w Polsce pojawił się dopiero w 2016 roku.

Dla millenialsów (i kolejnych generacji) streaming stał się bardziej dopasowanym do ich stylu życia następcą telewizji. To by już pewnie wystarczyło, żeby branża się rozwijała, a gdy dołożymy do tego jeszcze pandemię, która w 2020 roku zamknęła nas w domach, zabrała kino, teatr, muzea, koncerty itp., to kariera Netflixa, HBO Max czy Disney+ wydaje się oczywista.

A potem epoka lockdownów skończyła się szybciej niż co poniektórzy zakładali, Netflix po raz pierwszy w swojej historii odnotował spadek liczby subskrybentów, a inwestorzy zaczęli mocniej trzymać swoje portfele. Pierwszymi ofiarami tego stanu rzeczy stały się te produkcje, które wisiały na platformach, obejrzane już przez większość tych, którzy chcieli je obejrzeć. Wiszenie kosztuje, nie zarabia na siebie, więc w końcu tę decyzję ktoś podjąć musiał.

Reklama w bonusie

Spotkać to może właściwie każdy tytuł, może poza tymi flagowymi dla danej platformy streamingowej, więc o „Stranger Things” na Netflixie czy „The Mandalorian” na Disney+ możemy być raczej spokojni. Ale udostępnianie każdego tytułu, nawet należącego do danej firmy, wiąże się z kosztami – przechowywania, dystrybucji, obsługi serwerów, a niekiedy także z licencyjnymi. To z tych powodów, poza wspomnianymi wcześniej tytułami, pożegnaliśmy się z streamingowanymi przez HBO Max „Wychowanymi przez wilki” czy „Westworldem”.

Autorki CNBC, powołując się na dane Parrot Analytics, piszą, że w pierwszym kwartale 2023 roku łączny popyt na dziesiątki filmów i seriali, których pozbywa się Disney+, wynosił, na tle całej oferty, 1,9 proc. Dla porównania – sam jeden „The Mandalorian” odpowiada za 1,3 proc. całego popytu.

Z drugiej strony, Whitten i Rhizzo sugerują, że masowe pozbywanie się tytułów w czasie strajku scenarzystów, który stanowi blokadę dla nowych produkcji, może się okazać zgubną strategią. Widzowie, którzy nie mogą się doczekać 5 sezonu „Stranger Things” (albo, jak ja, 2 sezonu „Rozdzielenia”), czas oczekiwania wypełniają, korzystając z innych pozycji w ofertach platform streamingowych. Jeśli nic tam nie znajdą, mogą uznać, że czas zrezygnować z subskrypcji.

Zwłaszcza że, jak pisze CNBC, przynajmniej część z tych tytułów, które spadają z płatnych platform streamingowych, można później znaleźć na kanałach oferujących je bez opłat, za to z drobnym uniedogodnieniem w postaci reklam. Whitten i Rhizzo podają, że taki los spotkał część pozycji z oferty Warner Bros. Discovery, które nabyła firma Fox Corp. Będzie je można, bezpłatnie i z reklamami w bonusie, oglądać na takich serwisach jak Tubi oraz Roku.