Ponad 1 tys. badaczy i ekspertów od sztucznej inteligencji wystosowało do laboratoriów prowadzonych przez największe firmy – takie jak finansowany przez Microsoft OpenAI, Facebook czy Google – list otwarty wzywający do wstrzymania prac nad systemami sztucznej inteligencji. W przypadku braku reakcji ze strony tych firm sygnatariusze oczekują wprowadzenia moratorium przez rządy.

Wroga technologia czy złe korporacje

Sprawa jest paląca – uważają autorzy listu – bo ledwo co upubliczniono system GPT-4, potężne narzędzie, które potrafi produkować teksty przypominające te pisane przez ludzi, a już powstają kolejne, jeszcze doskonalsze rozwiązania. Ich zdaniem grozi nam więc powstanie „potężnych cyfrowych umysłów, których nikt nie zrozumie i których nikt nie będzie w stanie skontrolować”.

Odpowiedź przyszła szybko, jednak nie ze strony rządów, a tym bardziej firm, do których skierowany był list. Odezwała się druga, równie silna grupa ekspertów, według których autorzy alarmistycznego listu nieodpowiedzialnie szafują wizjami niesamowitych maszyn. Brną w futurystyczne wizje i wieszczą egzystencjalne ryzyka dla całej ludzkości, zamiast przyjrzeć się problemom ze sztuczną inteligencją tu i teraz. A te – ujmując sprawę skrótowo – dotyczą nie samej technologii, tylko kwestii władzy nad nią i jej koncentracji w rękach kilku potężnych korporacji.

Reklama

Obie strony tej debaty zgadzają się co do jednego: pilnej potrzeby wypracowania reguł działania tych systemów, co raczej nie wydarzy się bez interwencji państwowej. A kluczowe mechanizmy, które należy wprowadzić, to różne formy otwartości i przejrzystości tych systemów – pozwalające je lepiej zrozumieć, nadzorować, a według niektórych również upowszechniać. I mniejsza z tym, jak wpłynie to na psychikę rodzących się być może cyfrowych umysłów. Chodzi bardziej o okiełznanie ich twórców i właścicieli.

W rozwoju sztucznej inteligencji pobrzmiewają więc tony futurystyczne, gdzieś w oddali widać wizje Lema, zagładę z rąk robotów z filmów o Terminatorze, ale też uroczą sztuczną osobowość z filmu „Ona” w reż. Spike’a Jonze’a. Lecz jest także historią bardzo wpisaną w rozwój internetu w ostatnich dekadach.

Od lat 90. XX w. jawił się on jako technologia wolności. Sieć, która w tym czasie rozwijała się gwałtowanie również w Polsce, faktycznie stworzyła nowe możliwości dla powszechnej komunikacji i twórczości, a próg wprowadzania innowacji był w niej bardzo niski. Jej symbolami stali się publikujący samodzielnie bloger oraz start-upowiec rozwijający firmę w garażu.

Treść całego artykułu przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.