Grooming
O problemie "child groomingu" w social mediach - czyli działaniu polegającemu na uwodzenia dziecka w internecie (zazwyczaj z intencją wykorzystania seksualnego) wiadomo od przynajmniej kilku lat. Już w 2019 roku brytyjskie Krajowe Towarzystwo na rzecz Zapobiegania Okrucieństwu Wobec Dzieci (ang.: National Society for the Prevention of Cruelty to Children) opublikowało raport, z którego wynikało, że w aż 70 proc. analizowanych przez organizację spraw, do groomingu dochodziło właśnie za pomocą mediów społecznościowych. Rok później problem zbadali Amerykanie. Według raportu sporządzonego przez pracowników organizacji Human Trafficking Institute z siedzibą w USA, Facebook był najczęściej używaną platformą do uwodzenia i rekrutacji dzieci przez handlarzy seksualnych. Drugi pod tym względem był Instagram, na trzecim miejscu w tej niechlubnej konkurencji uplasował się Snapchat. Wszystkie trzy należą do cyfrowego giganta - Mety.
Wydawać by się mogło, że skoro problem został zauważony, rozpoznany i zbadany lata temu, to Meta podejmie odpowiednie działania, by raz na zawsze go wyeliminować. Wydawać by się mogło się, że firma dysponuje odpowiednimi narzędziami, by nie tylko blokować wszystkich pedofilów i handlarzy dziećmi, ale też żeby przekazywać ich w ręce organów ścigania. Choć istotnie internetowy gigant nie neguje problemu i stara się z nim walczyć, skuteczność pozostawia wiele do życzenia. Dlaczego? Poszukując odpowiedzi na to pytanie, McQue i McNamara przeprowadziły wywiady z ponad siedemdziesięcioma osobami zaangażowanych w sprawę; z ofiarami, krewnymi ofiar, prokuratorami, specjalistami ds. ochrony zdrowia i moderatorami treści social mediów w Stanach Zjednoczonych. Wśród nich znalazła się Tina Frundt - założycielka Courtney’s House - miejsca, w którym ofiary handlu dziećmi mogą szukać wsparcia.
Model biznesowy
Warto zaznaczyć, że choć wyrażenie "handel dziećmi", (zwłaszcza w angielskim tłumaczeniu - "child trafficking") budzi konotacje związane z działaniami polegającymi na nielegalnym przewożeniu dzieci przez granicę lub wewnątrz kraju, to w prawie międzynarodowym termin ten jest znacznie szerszy. Odnosi się bowiem do każdego użycia podstępu lub przymusu w celu czerpania korzyści z czynności seksualnych bez zgody ofiary. Ponieważ dzieci nie mogą wyrazić zgody na żaden akt seksualny, każdy kto czerpie zysk lub za niego płaci - w świetle prawa międzynarodowego jest uważany za handlarza ludźmi.
Ofiarą takiej formy wykorzystywania była w przeszłości także wspomniana Tina Frundt. Działo się to w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Nieletnia wówczas Frundt była "reklamowana" na łamach bezpłatnych gazet. Jak w rozmowie z "Guardianem" zaznacza założycielka Courtney’s House, niewiele się od tego czasu zmieniło; zmieniły się jedynie platformy, a "model biznesowy" pozostał ten sam.
Przestępcy wykorzystują przede wszystkim dzieci, które są z ich punktu widzenia łatwym łupem - z biedniejszych środowisk, najczęściej takie, które doświadczyły molestowania seksualnego we wczesnym dzieciństwie. Zdaniem Frundt, takie dzieci często są podatne na manipulacje, bo desperacko szukają miłości, afirmacji i poczucia, że coś znaczą. Reporterki “Guardiana” rozmawiały także z Kyle’em Robinsonem - jednym ze sprawców, który obecnie odsiaduje dziesięcioletni wyrok w więzieniu w stanie Massachusets. Jego ofiarami były czternasto i zaledwie dziesięcioletnia dziewczynka. Robinson opowiedział, że celowo wybrał Instagram, wiedział, że znajdzie tam niepewne siebie dziewczynki z biedniejszych rodzin. Wystarczyło sprawić, że poczuły się wyjątkowo. Potem przejąć ich konta i za pośrednictwem prywatnych kont dziewczynek umawiać spotkania z klientami. Większość pieniędzy trafiała oczywiście do kieszeni oprawcy.
“Czy pomożesz mi zarobić trochę pieniędzy?”
Sposób działania handlarzy dziećmi w social mediach, ilustruje historia jednej z podopiecznych Tiny Frundt. Dziewczynka, która w reportażu figuruje pod imieniem Maya, zaczęła otrzymywać wiadomości na Instagramie od starszego od siebie mężczyzny, gdy miała zaledwie 12 lat. Jak opowiada Frundt, na początku wydawał się bardzo miły i potrafił sprawić, że Maya czuła się wyjątkowa. 28-latek zasypywał niczego nieświadomą dziewczynkę komplementami. W końcu zaczął prosić o nagie zdjęcia - oferując za nie pieniądze. Po 40 dolarów za zdjęcie.
To mu nie wystarczyło. Pewnego razu napisał do niej wiadomość o treści: “Czy pomożesz mi zarobić trochę pieniędzy?”. Po tym pytaniu padła propozycja: Maya będzie mu pozować do zdjęć nago i udostępni swoje hasło do Instagrama, żeby mężczyzna mógł sam wstawiać zdjęcia na jej profil. Posty, które 28-latek zaczął tworzyć na jej koncie, zaczęły przypominać ogłoszenia reklamujące usługi seksualne. Wkrótce tak też się stało; do Mayi zaczęli wypisywać mężczyźni, którzy chcieli się z nią spotkać. Wiadomości dostawała bezpośrednio na swoje prywatne konto. Widziała też, jak na te same wiadomości odpisuje 28-letni mężczyzna, jak targuje się o cenę, jak dopina na ostatni guzik logistykę spotkań w tanich motelach w okolicy Waszyngtonu. Dziewczynka nie wiedziała, jak odmówić dorosłemu, który był przecież dla niej taki miły. Żeby go uszczęśliwić, zaczęła uprawiać seks z nieznajomymi.
Trzy miesiące po jej pierwszym spotkaniu z mężczyzną, jak opowiadała “Guardianowi” Frundt, Maya została znaleziona na ulicy przez przechodnia, gdzieś w południowo-wschodniej części Waszyngtonu. Była półnaga i zdezorientowana. Poprzedniej nocy 28-latek miał zabrać ją gdzieś wbrew jej woli, gdzie przez kilka godzin była zbiorowo gwałcona, zanim sprawcy porzucili ją na ulicy.
Jej koszmar nie skończył się z chwilą, gdy zerwała ze swoją przeszłością i sięgnęła po pomoc. Cały czas próbowali skontaktować się z nią pedofile, cały czas po internecie krążyły treści pornograficzne z jej udziałem. W rozmowie z “Guardianem” Frundt twierdzi, że dzwoniła na infolinię Instagrama prosząc, żeby ktoś wreszcie usunął filmy i zdjęcia, na których widoczna była Maya - bez skutku. Nawet po samobójstwie dziewczynki, treści nadal były dostępne na platformie.
Historia Mayi jest wyjątkowo straszna, ale jej przypadek nie jest odosobniony. Takich dziewczynek jak ona, Tina Frundt spotkała w swojej karierze wiele. I wszystkie te przypadki rodzą to samo pytanie: dlaczego Meta nie zareagowała na czas?
Prawo i technologia
McQue i McNamara udały się z tym pytaniem do organów ścigania. Prokuratorzy, którzy byli zaangażowani w zwalczanie handlu dziećmi, powiedzieli im, że ze wszystkich platform społecznościowych, to właśnie Facebook i Instagram są najczęściej używane przez przestępców seksualnych, którzy wykorzystują małoletnich. Kolejną rzeczą, która wyróżnia platformy należące do Mety jest to, że współpracują z funkcjonariuszami opieszale; zwlekają z przestrzeganiem nakazów sądowych, które pomogłyby policji i prokuraturze zebrać dowody i zbudować sprawę. Jak twierdzą rozmówcy dziennikarek, firma często spowalniała dochodzenia, powołując się na nieistotne szczegóły techniczne.
Meta przyznaje, że handlarze dziećmi korzystają z jej platform, podkreśla jednak, że robi wszystko, by temu przeciwdziałać. Na zarzuty prokuratorów odpowiada jednoznacznie - że są fałszywe. Od stycznia do września 2022 roku, według danych na które powołują się dziennikarki “Guardiana”, Facebook zgłosił ponad 73,3 milionów treści (postów, zdjęć i nagrań) o charakterze pedofilskim, a Instagram około 6 milionów. Spośród 34 milionów treści z wykorzystywaniem seksualnym dzieci, które zostały usunięte, aż 98% wykryła sama Meta.
O ile firma Marka Zuckerberga sprawnie radzi sobie z usuwaniem dziecięcej pornografii, to o wiele gorzej jest z treściami dotyczącymi handlu dziećmi. Liczby są nieubłagane. Jak wynika z zapisów ujawnionych we wniosku o wezwanie do sądu, do którego dotarł “Guardian”, w latach 2009-2019 Meta zgłosiła tylko trzy przypadki podejrzenia handlu dziećmi w celach seksualnych w Stanach Zjednoczonych. Według Staca’y Shenan, wiceprezeski działu usług analitycznych w Narodowym Centrum Dzieci Zaginionych i Wykorzystywanych - organizacji non-profit, której głównym fundatorem i udziałowcem jest Meta, problem ten wynika z dwóch przyczyn: z prawnej i technologicznej. W przeciwieństwie do treści przedstawiających dziecięcą pornografię jawnie, nie ma prawnego obowiązku zgłaszania przypadków handlu dziećmi. Poza tym te drugie są znacznie trudniejsze do wykrycia.
Moderacja
Do wykrywania nielegalnych treści Meta wykorzystuje zarówno oprogramowanie, jak i zespoły moderatorów. Reporterkom “Guardiana” udało się porozmawiać z kilkorgiem z nich. Zadaniem jednej z ich rozmówczyń było przeglądanie konwersacji pomiędzy dorosłymi a dziećmi w komunikatorach Facebooka, które zostały uprzednio oznaczone jako podejrzane przez oprogramowanie AI Meta. Moderatorka twierdzi, że widziała na własne oczy przypadki rozmów, w których dorośli uwodzili dzieci, umawiali się i negocjowali kwestię zapłaty za seks. Zdarzało się, że po zgłoszeniu takiej sprawy czekała kilka miesięcy na odpowiedź od bota, tylko po to, by dowiedzieć się, że nikt nie podjął żadnych działań i że sprawa została zamknięta. Inni moderatorzy, do których udało się dotrzeć dziennikarkom brytyjskiego dziennika, dzielili się bardzo podobnymi doświadczeniami.
Moderatorzy wskazywali, że jeśli nielegalne treści publikowane są na zamkniętych grupach na Facebooku albo przesyłane za pomocą Messengera, trudniej je usunąć. Jeden z liderów zespołu stwierdził nawet, że wiadomości wysyłane za pomocą komunikatora musiałyby być dosłowne i oczywiste, żeby można coś było ze sprawą zrobić. Wystarczy więc, że przestępcy użyli nieoczywistego skrótu albo synonimu danego słowa i już moderatorzy mają związane ręce. Na te zarzuty rzecznik Mety odpowiedział, że są “mylące i niedokładne”, że moderatorzy nie są informowani o tym, co się dzieje ze zgłaszanymi treściami. Ponadto, zdaniem rzecznika, firma wykorzystuje technologię do znajdowania treści pedofilskich w prywatnych grupach na Facebooku i na Messengerze.
Podejmowane przez Metę działania są więc, delikatnie mówiąc, niewystarczające i opieszałe. A wszystko wygląda na to, że będzie tylko gorzej. Luke Goldworm, były zastępca prokuratora okręgowego w Bostonie, który od lat bada i ściga sprawy związane z handlem ludźmi stwierdził w wypowiedzi dla “Guardiana”, że od 2019 do 2022 roku, liczba spraw w wydziale przestępstw związanych z handlem dziećmi w mediach społecznościowych wzrastała o 30% rok w rok. Jego zdaniem coraz więcej osób z przeszłością kryminalną przenosi się do internetu - kusi ich zarówno zarobek i, jak się wydaje, bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo dla przestępców seksualnych, nie dla użytkowników. A już na pewno nie dla dzieci.