"Mamy dzisiaj wzrost zachorowań i to jest związane z naszą aktywnością i często – niestety – z nieprzestrzeganiem zasad sanitarnych, które obowiązują (maseczka, dezynfekcja, dystans – PAP). Wróciliśmy do pracy, szkół. Mamy coraz więcej kontaktów międzyludzkich. Taka tendencja występuje w całej Europie. Tych nowych zakażeń nam przybywa" – powiedział PAP Kraska.

Dodał, że dużych ognisk nie ma. "One są liczne, rozproszone. Pochodzą z zakładów pracy, imprez domowych, większych spotkań. Musimy wzmóc swoją czujność i nadal pamiętać, że wirus jest i trzeba się chronić" – wyjaśnił.

Zwrócił też uwagę na to, że efektem wzrostu zakażeń jest pojawienie się nowych stref czerwonych i żółtych. Resort w czwartek podał, że w czerwonej strefie znalazły się dwa powiaty: głubczycki (woj. opolskie) i kartuski (woj. pomorskie), które tydzień temu były w strefie żółtej. W strefie żółtej znalazło się 19 powiatów: brzeski (woj. opolskie), suski, limanowski, myślenicki, nowotarski i tatrzański (woj. małopolskie), trzebnicki (woj. dolnośląskie), otwocki i przasnyski (woj. mazowieckie), kłobucki (woj. śląskie), Sopot (woj. pomorskie), działdowski i nidzicki (woj. warmińsko-mazurskie), piotrkowski (woj. łódzkie), międzychodzki i gostyński (woj. wielkopolskie), bytowski (woj. pomorskie), milicki (woj. dolnośląskie) i aleksandrowski (woj. kujawsko-pomorskie).

Z kolei badania laboratoryjne potwierdziły zakażenie koronawirusem u kolejnych 1 587 osób – to największy dobowy wzrost zakażeń od początku epidemii. Pobity tym samym został dobowy rekord – 1136 zakażonych. Padł on dzień wcześniej. Wysoką liczbę dobowych nowych przypadków notowano też kolejno 19 września – 1 002, 23 września – 974 i 20 września 910. Wyniki te przekroczyły najwyższy rezultat od początku epidemii, który padł 21 sierpnia – 903.

Reklama

Jeśli chodzi o statystkę dziennej liczby zgonów, to w piątek zanotowano ich 23, czyli o 17 mniej niż wyniósł dobowy rekord z 24 kwietnia. Jest to czwarty najgorszy dzień pod względem liczby zgonów we wrześniu, bo 15 września było ich 24, 23 września – 28, a 25 września – 25.

Wirusolog: przyrosty dzienne zakażenia koronawirusem są echem weekendowych spotkań

Jak poinformowało w piątek Ministerstwo Zdrowia, badania laboratoryjne w naszym kraju potwierdziły zakażenie koronawirusem u kolejnych 1587 osób. Badania laboratoryjne potwierdziły zakażenie koronawirusem u kolejnych 1587 osób – to największy dobowy wzrost zakażeń od początku epidemii. (We czwartek MZ informowało o 1136 nowych przypadkach, w środę o 974, we wtorek – o 711, w poniedziałek – o 748, w niedzielę – o 910, a w sobotę – o 1002). Z powodu COVID-19 zmarły 23 osoby. Rzecznik MZ Wojciech Andrusiewicz zaznaczył, że zachorowania nie następują w dużych ogniskach. Wskazał, że to m.in. efekt imprez rodzinnych, zakażeń w szpitalach i w zakładach pracy.

Komentując rekordowy przyrost zachorowań dla PAP wirusolog prof. Włodzimierz Gut uznał, że powrót do normalności jest jedną z głównych przyczyn wzrostu zachorowań. Zauważył też, że obecnie mamy do czynienia z rozprzestrzenianiem się koronawirusa w sposób rozproszony w "dobrze przemieszanej populacji". "Myśmy sobie powracali z różnych miejsc. Teraz mamy spotkania i dzielimy się w wrażeniami z wakacji" - podsumował ekspert.

Ocenił, że rekordowe przyrosty są spowodowane zwłaszcza przez weekendowe spotkania towarzyskie, w czasie których spotykają się osoby, które nie widują się na co dzień, a pochodzą z różnych środowisk i miejsc. "To sprzyja wirusowi" - zaznaczył.

Podkreślił, że do rozprzestrzeniania wirusa dochodzi, gdy nie przestrzega się podstawowych reguł, takich jak noszenie maseczek, zachowanie dystansu i mycie rąk. "Świetnie bawiliśmy się w soboty i niedziele, zapominając o regułach (sanitarnych - PAP)" - stwierdził.

Pytany o ogólny trend dotyczący zachorowań prof. Gut stwierdził, że wszystko jest w rękach społeczeństwa - i tego, czy będzie ono przestrzegać zalecanych reguł. "Oczywiście nie wyhamujemy od razu (trendu wzrostowego - PAP), tu raczej mowy nie ma; ale przestanie przyrastać na początku, a potem zacznie spadać. A jeżeli zachowamy swoją niefrasobliwość... to cóż, możemy sobie popatrzeć na inne kraje, które biją rekordy znacznie lepiej niż my" - dodał.

"Nawet gdyby w tej chwili wszyscy zaczęli się zachowywać poprawnie - w co nie wierzę - to i tak przez najbliższe 6-7 dni choroba będzie się wylęgała u tych, którzy zostali zakażeni. To, że nam nagle z dnia na dzień spadnie (przyrost zachorowań - PAP), wierzyć nie należy" - podkreślił.

Wirusolog zauważa, że początkowo w czasie epidemii większość osób "zachowała się przyzwoicie" i przestrzegała reguł. Zachorowania utrzymywały się wtedy na stabilnym poziomie. "I stąd nasza klęska: przestali wierzyć w wirusa" - kwituje.