– Znalazłam stronę www, na której lekarze oferowali „konsultację z receptą” za 59 zł. Kliknęłam w ikonkę jednego z nich i nawiązałam z nim kontakt. Potem zamawiałam recepty ciągle u tego samego lekarza. Widział, że proszę o receptę na nasen (silnie uzależniający lek nasenny – red.) coraz częściej. SMS-em dostawałam numer recepty, za którą miałam płacić Blikiem. W pewnym momencie lekarz zmienił zasady – przeszliśmy na kontakt poza stroną internetową: cena wypisania recepty wzrosła wtedy do 200 zł. Na jednej recepcie było jedno opakowanie. Za następne musiałam płacić kolejne 200 zł. Zdarzało się, że lekarz wystawiał po kilka recept dziennie – mówi M.

Wtedy była w apogeum uzależnienia. Od tabletek nasennych. Wzięcie jednej (zgodnie z zaleceniami) nie wystarczało. Po dwóch godzinach efekt ustępował i potrzebowała kolejnej dawki. Także w nocy budziła się i brała. Zdarzało się, że przyjmowała po 10 dziennie i więcej. Żaden z lekarzy (na wspomnianej stronie www znalazło się więcej chętnych do wystawania zdalnie recept), którzy wypisywali jej masowo silnie uzależniające leki, nie zadzwonił. Żaden nie spytał, dlaczego je bierze. Nikt nie ostrzegł przed niebezpieczeństwem. Nikt nie powiedział, że mogą uzależnić, nie skierował jej na konsultację do psychiatry czy psychologa. Dlaczego? Jej stan był pożądany – dla nich była maszynką do zarabiania pieniędzy. Dziś M. mówi wprost: gdyby nie mogła zamawiać leków z taką łatwością przez internet, nie uzależniłaby się.

Cały artykuł przeczytasz we wtorkowym wydaniu "Dziennika Gazety Prawnej" lub na eGDP.