W niedzielę, 9 sierpnia, Białorusini pójdą do urn, aby wybrać prezydenta na 5-letnią kadencję.

„Dzmitryjeu i Kanapacka to politycy ze stosunkowo dużym doświadczeniem. Siarhiej Czeraczań jest mniej znany, to w sumie nowa postać w polityce” – powiedział Kazakiewicz w rozmowie z PAP.

Na Białorusi nie ma oficjalnych sondaży, badania socjologiczne i ich wyniki są zarezerwowane dla władz. Z ankiet, które przeprowadzają różne sieci społecznościowe wynika jednak, że każdy z opozycyjnych kandydatów może liczyć na poparcie maksymalnie w granicach paru procent.

Reklama

Andrej Dzmitryjeu to dość rzutki działacz na tle innych aktywistów „tradycyjnej” opozycji. W rodzimym rejonie dzierżyńskim pod Mińskiem prowadzi od lat aktywną działalność. Jednak, jak mówi miński dziennikarz, dobrze znający polityczne realia, „nie ma on szczęścia do polityki”. „W sumie wszystko robi dobrze, jest aktywny, z technicznego punktu widzenia nie da mu się nic zarzucić. Coś jednak nie działa” – ocenia reporter.

Jest zwolennikiem spokojnych zmian w kierunku gospodarki rynkowej i programów antykryzysowych dla przedsiębiorstw państwowych. Podobnie jak reszta prodemokratycznych kandydatów zapowiada ograniczenie liczby kadencji, a także prerogatyw prezydenckich. Popiera postulat rządu przejściowego i rozpisania ponownych, już uczciwych, wyborów po przegranej Łukaszenki (postulat Cichanouskiej).

Aktywną kampanię z całej trójki prowadzi jedynie Dzmitryjeu. Ponieważ jednak nikt z nich nie jest w stanie zmobilizować tłumów, media niezależne poświęcają im mniej uwagi niż Swiatłanie Cichanouskiej, która stała się zaskoczeniem i fenomenem obecnej kampanii.

W przypadku Hanny Kanapackiej w ogóle można odnieść wrażenie, że nie zamierza prowadzić kampanii, a każda jej kolejna wypowiedź zniechęca do niej nie tylko oponentów, ale także wyborców.

„Jako doświadczony i zrealizowany polityk nie mam prawa ani ochoty walczyć ze słabszymi oponentami” – napisała, uzasadniając swoją decyzję o nieuczestniczeniu w debatach przedwyborczych.

„Nie mogę sobie pozwolić na udział w dziecinnym show prokremlowskich marionetek, składającym się z chłopaczków -spoilerów i dziewczynek – chichotek. Wkrótce będę rządzić krajem” – dodała.

Swoich oponentów otwarcie nazywa agentami Kremla, a pojawiające się w mediach sugestie, że jej start w wyborach to „ustawka” z władzami, kategorycznie odrzuca.

O oponencie Wiktarze Babaryce, który został przez władze umieszczony w areszcie z zarzutami przekrętów finansowych powiedziała, że „menadżer Gazpromu nie może być prezydentem naszego kraju, tak samo jak pedofil nie może być wychowawcą w przedszkolu”.

Kanapacka na dobre weszła do polityki w 2016 r., kiedy ku zaskoczeniu wszystkich, a także najwyraźniej swojemu, została deputowaną do niższej izby parlamentu. Jako członkini Zjednoczonej Partii Obywatelskiej (AHP), była wówczas jedynym przedstawicielem opozycji w parlamencie od połowy ubiegłej dekady. „Czas pokazał, że jej największym problemem jest umiejętność pracy zespołowej. Praktycznie ze wszystkimi się pokłóciła, w końcu odeszła z (AHP) na tle konfliktu z innymi liderami” – powiedział PAP analityk Andrej Parotnikau.

O Siarhieju Czeraczniu wiadomo stosunkowo najmniej z całej trójki opozycyjnych kandydatów. Nawet niektórzy dziennikarze białoruscy przyznają, że nie słyszeli o nim, zanim nie ogłosił startu w wyborach. Były członek partii komunistycznej, biznesmen, obecnie kieruje socjaldemokratyczną Hramadą i jest współpracownikiem byłego przywódcy Białorusi Stanisława Szuszkiewicza.

Czeraczań również popiera postulat Swiatłany Cichanouskiej o przeprowadzeniu powtórnych wyborów, jednak jak powiedział portalowi TUT.by, nie udało się im porozumieć w sprawie współpracy między sztabami. Jak wskazał, Cichanouska została otoczona przez niekonstruktywnie nastawionych przedstawicieli tradycyjnej opozycji, którzy przeszkodzili w spotkaniu.

„Dzisiaj większości ludzi jest wszystko jedno, jaki program, jakie reformy i jaka przyszłość. Doskonale rozumiem tych ludzi. Władza zrobiła wszystko, by utracić zaufanie, a najważniejsza sprawa teraz to: jak zmienić władzę. Na jakąkolwiek, ale inną” – powiedział.

O swoim wyborcy mówi: to przedstawiciel małego i średniego biznesu, menedżer.

Wybory prezydenckie na Białorusi odbędą się w najbliższą niedzielę. Uprawnionych do głosowania jest blisko siedem milionów.