"W swoim pierwszym adresowanym do świata przemówieniu po objęciu urzędu prezydent Biden oświadczył: +Ameryka wróciła+. Bardziej trafnym określeniem wydaje się być, przynajmniej jeśli chodzi o nastawienie, że Ameryka wróciła do domu" - pisze w komentarzu redakcyjnym "The Times".

Gazeta podkreśla, że efektem decyzji prezydenta USA o wycofaniu amerykańskich wojsk z Afganistanu jest nieuchronny kryzys humanitarny, cierpienie i represje dla ludności tego kraju, zwłaszcza kobiet, ponowny napływ uchodźców do Pakistanu i innych sąsiednich państw oraz nawrót islamskiego terroryzmu, "a to zniszczy zaufanie wolnego świata i dysydentów w autokratycznych państwach do amerykańskiego przywództwa".

"The Times" pisze, że Biden objął urząd, ciesząc się reputacją obrońcy wolności za granicą, jednak porzucenie przez niego Afgańczyków na pastwę losu świadczy o niechęci do zagranicznego zaangażowania, a implikacje tego faktu nie umkną tym, którzy źle życzą Zachodowi. Wskazuje też, że polityka Bidena jest zbieżna z polityką administracji Donalda Trumpa, która w zeszłym roku wynegocjowała porozumienie z talibami, ale tamto porozumienie wymagało od talibów zaangażowania się w negocjacje, zaprzestania ataków na wojska amerykańskie i zerwania powiązań z Al-Kaidą.

Reklama

"Biden nie wymaga od nich niczego; wycofanie jest bezwarunkowe. Na opublikowanym w niedzielę przez Biały Dom zdjęciu widać, jak Biden siedzi samotnie i śledzi doniesienia z Afganistanu. Podprogowe przesłanie jest takie, że nic nie stoi na przeszkodzie talibom w osiągnięciu celu, jakim jest państwo teokratyczne" - zwraca uwagę "The Times".

Dziennik pisze, że to przesłanie nie umknie również sojusznikom Ameryki. Przypomina, że to wywodzący się z Partii Demokratycznej prezydent Harry Truman zaangażował USA w NATO, bo uważał, że demokracje muszą trzymać się razem, aby zachować wolność. "Dzisiejsza Partia Demokratyczna wydaje się bardziej zainteresowana krajowymi kontrowersjami dotyczącymi domniemanych +mikro-agresji+ w debacie publicznej niż zwalczaniem sił morderczych tyranii, mizoginii i nietolerancji za granicą" - wskazuje.

Jak dodaje, Wielka Brytania i inne demokracje muszą pogodzić się z faktem, że kształty międzynarodowej dyplomacji zmieniły się od czasów zimnej wojny, bo choć Ameryka nadal jest zdeterminowana, aby utrzymać swoją pozycję jedynego supermocarstwa na świecie, to coraz częściej okazuje się, że dąży do globalnego przywództwa ze względu na własny narodowy prymat.

"The Times" zaznacza, że nie ma nic niegodziwego w kierowaniu się własnym interesem i trudno nie zgodzić się z oceną Bidena, że amerykańscy wyborcy są zmęczeni zaangażowaniem za granicą, ale nie jest to jednak etos, który łączył USA i ich sojuszników w walce z dyktaturami w XX wieku i który leży u podstaw ciągłej obecności wojsk amerykańskich w Niemczech i Korei Południowej.

"Obecność ta pozwoliła zachować pokój w miejscach, które kiedyś były strefami konfliktu, a potencjalnie mogły stać się areną wojny światowej. Prowadzona przez USA operacja w Afganistanie nie była zwycięstwem militarnym, ale pokazała, w jaki sposób zaangażowanie Zachodu może powstrzymać agresję i utrzymać stabilność w regionie. Pan Biden wybrał inny kurs, a wolny świat musi teraz liczyć się z konsekwencjami tego" - konkluduje gazeta.