"Istnieje tendencja Rosji do odwracania uwagi od Ukrainy poprzez otwieranie konfliktów w innych państwach" - powiedział w środę w rozmowie z brytyjskim Times Radio kosowski wicepremier. "Mamy dowody na to, że osoby z (serbskich - PAP) grup paramilitarnych są wspierane przez rosyjskie centrum humanitarne" - dodał.

Rosyjsko-serbskie centrum humanitarne z siedzibą w Niszu na południu Serbii zostało powołane w 2012 roku na mocy porozumienia rządów z Moskwy i Belgradu. Jego celem jest prowadzenie szkoleń w zakresie radzenia sobie z sytuacjami wyjątkowymi, pomoc w przypadku wystąpienia kataklizmów czy usuwanie pozostałości po bombardowaniach NATO z 1999 roku. Placówka wzbudza wiele kontrowersji, w tym w Stanach Zjednoczonych, gdzie Departament Stanu ostrzegał, że instytucja ta "może zostać centrum wywiadowczym" Rosji. Również Parlament Europejski wzywał do zwiększenia transparentności prac centrum - przypomniał dziennik "Danas".

"Jeśli ktoś chce więcej szczegółów na temat tego, jak łatwo Rosja może wzniecić konflikt, wystarczy spojrzeć na ostatnie ataki na północy Kosowa. Zaczęły się w nocy, atakujący byli najpewniej mocno pijani, a alkohol, wsparcie finansowe i całą resztę otrzymali od centrum w Niszu" - zaznaczył Bislimi.

Obecne napięcia na granicy kosowsko-serbskiej wybuchły po aresztowaniu Dejana Panticia, byłego policjanta wywodzącego się z zamieszkującej Kosowo mniejszości serbskiej. W środę - po przeniesieniu go z kosowskiego aresztu do aresztu domowego - prezydent Serbii Aleksandar Vuczić ogłosił plan usuwania barykad, których demontaż ma rozpocząć się w czwartek w godzinach południowych.

Reklama

W czwartek rano kosowska policja potwierdziła podpalenie części z blokujących drogi północy kraju ciężarówek. Tego samego dnia otworzono zablokowane we wtorek po stronie serbskiej przejście graniczne Merdare. Blokujące drogi północnej części Kosowa ciężarówki nie zostały dotąd usunięte - podało Radio Wolna Europa. (PAP)