Jak poinformował wczoraj rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, restrykcje będą obowiązywać zarówno wobec nowych, jak i istniejących kontraktów, które będą się odnosić do „sufitu cenowego” ustalonego przez państwa UE, grupę G7 i Australię. Dekret dopuszcza jednak wyłączenie ich stosowania – i tym samym dopuszczenie realizacji dostaw – na podstawie zgody rosyjskiego prezydenta.
Doktor Szymon Kardaś z Ośrodka Studiów Wschodnich w swojej analizie dekretu napisał, że jego treść to dowód, iż Moskwa chce zachować dużą elastyczność w stosowaniu ewentualnych retorsji. „Po pierwsze prezydent otrzymał prawo arbitralnego decydowania o stosowaniu wyłączeń od zakazu dostaw. Wiele wskazuje na to, że Moskwa może być zainteresowana korzystaniem z takiej opcji w przypadku państw, które co prawda poparły decyzje związane z pułapem cenowym, ale jednocześnie prowadzą politykę ukierunkowaną na wzmacnianie współpracy energetycznej z Rosją” – pisze analityk, wskazując wprost na Węgry. Oprócz wyłączeń prezydenckich dopuszczono także przedstawianie interpretacji przepisów przez Ministerstwo Energetyki (w uzgodnieniu z resortem finansów). Ekspert zauważa również, że sygnałem daleko idącej ostrożności Kremla są przyjęte terminy obowiązywania kontrsankcji: przede wszystkim odległa data wejścia w życie dekretu i brak określenia terminu dla produktów naftowych. Zdaniem Kardasia sygnalizuje to, że „Kreml zamierza w najbliższych tygodniach uważnie monitorować rozwój sytuacji na rynkach naftowych i uzależniać ostateczne decyzje w sprawie implementacji przyjętych zakazów od zaobserwowanych wyników”.