Na terenach zniszczony wstrząsami sejsmicznymi, z których najsilniejszy sięgnął magnitudy 7,8, działa co najmniej 150 tys. ratowników i pracowników organizacji pomocowych. Bank of America ocenił wstępnie, że odbudowa zniszczonych domów pochłonie 5 mld dolarów.
Choć dane wskazują, że szanse na ratunek uwięzionych w ruinach ludzi spada po trzech dobach, to mimo upływającego czasu i zimna wciąż jeszcze pod gruzami odnajdowani są żywi. W Gaziantep z ruin wydobyto kobietę w 170 godzin po trzęsieniu ziemi.
Mieszkańcy, którzy przetrwali wstrząsy skarżą się na wzrost przestępczości. W Antakai pracownicy organizacji pomocowych mówili dziennikarzom o rabowaniu dóbr z zawalonych domów i sklepów. Dziennikarze agencji Reutera rozmawiali z właścicielami niepewnymi, czy uda im się uchronić dobytek.
Yuksel Uzun, właściciel sklepu z elektroniką, z pomocą kilku innych osób ładował pudła z towarem, w tym ładowarki i obudowy do telefonów, na dwie ciężarówki. "Nasz sklep jest w ruinie. Oszuści i złodzieje zabrali to, co mogli. Zostaliśmy z tym, co zostawili" - powiedział.
Uzun dodał, że widział, jak włamywano się do supermarketów, aptek i różnych innych placówek. "Plądrowali wszędzie. Market po drugiej stronie ulicy, sklepy z butami... Widziałem, jak włamali się do apteki" - powiedział, zauważając, że będzie przechowywał swoje towary poza miastem.
Berkan Yogurtcuoglu, kierownik sklepu, oświadczył, że plądrowanie supermarketów w pierwszych dniach było powszechne, ponieważ pomoc i zaopatrzenie dotarły później. "Przez pierwsze kilka dni wszyscy plądrowali supermarkety, bo musieli. Ja okradłem supermarket, bo potrzebowałem pieluch dla moich dzieci" - wyznał.
Wzrost liczby takich incydentów podsycił również nastroje antyimigranckie. Kilka osób, z którymi rozmawiał Reuters, obwiniało o plądrowanie Syryjczyków, Afgańczyków i innych imigrantów, nie przedstawiając jednak dowodów.
Minister sprawiedliwości Turcji Bekir Bozdag powiedział w niedzielę, że za grabieże zostało aresztowanych 57 osób.