Drony spadają na "Przyjażń"
Stacje „Uniecza” w obwodzie briańskim i „Nikołskoje” w obwodzie tambowskim stały się celem ataków ukraińskich dronów. Pierwszy nalot miał miejsce 13 sierpnia, a kolejny w nocy z 17 na 18 sierpnia. Satelity NASA potwierdziła rozległe pożary, a rosyjskie służby ogłosiły, że prace naprawcze potrwają co najmniej kilka dni. To wystarczyło, by ropa przestała płynąć w kierunku południowej odnogi „Przyjaźni”, czyli na Węgry i Słowację.
Operator słowackiego odcinka, spółka Transpetrol, poinformował, że nie zna szczegółów przyczyn awarii, ale minister gospodarki Denisa Saková zasugerowała, że chodzi o uszkodzenia transformatorowej podstacji w Rosji. To już drugi podobny incydent w ciągu tygodnia, co tylko podsyca napięcie wokół całej sytuacji.
Budapeszt mówi „dość”
Najostrzej zareagował Budapeszt. Szef węgierskiej dyplomacji Péter Szijjártó podkreślił, że Ukraina w ten sposób uderza bezpośrednio w energetyczne bezpieczeństwo jego kraju. – „Moim mandatem jest dbanie przede wszystkim o interesy Węgier. Punkt.” – stwierdził. Minister "delikatnie" przypomniał, że to właśnie Węgry dostarczają Ukrainie sporą część energii elektrycznej.
Tymczasem każde wstrzymanie dostaw surowców z Rosji oznacza dla Węgier turbulencje gospodarcze i polityczne. Jeśli ukraińskie ataki na „Przyjaźń” będą się powtarzać, Budapeszt może żądać od Brukseli finansowych rekompensat albo co już sygnalizowano szukać alternatywnych dostaw w porozumieniu bezpośrednio z Moskwą.
Ukraina ogranicza zakupy gazu
Choć ceny gazu w Europie spadły do najniższego poziomu w tym roku, Ukraina drastycznie ograniczyła swoje zakupy. Powód jest prozaiczny – brak pieniędzy. Państwowy Naftohaz boryka się z ogromnym deficytem finansowym, a kredytodawcy niechętnie otwierają kolejne linie finansowania. Sytuacja jest o tyle paradoksalna, że właśnie teraz warunki rynkowe są korzystne dzięki rozpoczętym rozmowom pokojowym między Rosją a zachodnimi partnerami.
Gaz na Ukrainę trafia głównie przez Węgry i Słowację. De facto oznacza to, że Kijów kupuje rosyjski gaz, tyle że z „naklejką” europejską – surowiec dociera tam przez „Turecki Potok” i inne połączenia tranzytowe. Atakując infrastrukturę „Przyjaźni”, Ukraina ryzykuje nie tylko odcięcie swoich zachodnich sąsiadów od ropy, ale także własne szlaki dostaw gazu.
Wojna na infrastrukturę
Energetyczna wojna nie jest jednostronna. Rosja również uderzała ostatnio w infrastrukturę krytyczną Ukrainy. Celem były między innymi obiekty związane z przesyłem węglowodorów, w tym instalacje powiązane z dostawami surowców z Azerbejdżanu. Te ataki podkopują nie tylko ukraińską energetykę, ale i wizerunek Kijowa jako wiarygodnego partnera tranzytowego.
Europa drży przed zimą
Eksperci ostrzegają, że kolejne miesiące mogą być wyjątkowo trudne. Z jednej strony rynek cieszy się chwilową stabilizacją cen gazu, z drugiej rosną obawy, że uderzenia w ropociąg „Przyjaźń” powrócą wraz z nadejściem chłodów. Każdy dzień przerwy w dostawach zwiększa ryzyko skokowego wzrostu cen paliw i ropy. Węgry i Słowacja, choć często traktowane jako peryferia unijnej energetyki, nagle znalazły się w centrum zainteresowania.