"Joe Biden oświadcza, że temat jest zamknięty. Był czwartym prezydentem USA, który dowodził wojskami w Afganistanie, w sobotę powiedział: +Nie chcę i nie przekażę tej wojny piątemu+. Podkreślił to, co powiedział w zeszłym tygodniu o upadku kraju: +Nie żałuję mojej decyzji+" - przypomina tygodnik "Spiegel" w tekście zatytułowanym "Czy to Wietnam Joe Bidena?"

"Lodowato zimny, niewzruszony, lakoniczny: determinacja Bidena, by pozostawić Afganistan samemu sobie była zapowiedziana i przewidywalna, ale i tak dla wielu była szokiem" - pisze "Spiegel". Zazwyczaj "prezentuje się on jako osoba empatyczna, ale teraz nie powiedział ani słowa o ludzkiej tragedii, którą można tam zobaczyć, ani o poświęceniu, jakie poniosło wielu Amerykanów - na przykład niezliczone rodziny wojskowych. Opłakują ponad 2400 poległych żołnierzy amerykańskich, nie wspominając o rannych, tych fizycznie i psychicznie. Jaki jest sens tego wszystkiego?" - pyta tygodnik.

"Spiegel" przypomina, że gazeta "Wall Street Journal" przewidywała kilka tygodni temu, że "Afganistan to +Wietnam Joe Bidena+". Prezydent ze złością odrzucił to porównanie: Nie widzi +najmniejszych+ podobieństw. Ale teraz nagle każe ewakuować ambasadę USA w Kabulu, gdy Talibowie najeżdżają miasto - sceny przypominające upadek Sajgonu w 1975 roku" - zauważa tygodnik.

Reklama

Biden "mógł nie mieć wyboru - po 20 latach wojny. Od początku ta wojna była prawdopodobnie nie do wygrania - to lekcja, którą USA mogły wyciągnąć z doświadczeń Sowietów i Brytyjczyków" - pisze 'Spiegel". "Zderzyły się ze sobą strategiczne błędy i amerykańska pycha. Możliwe do uniknięcia fiasko, w jakie obrócił się ten nieszczęsny etap amerykańskiej polityki zagranicznej, będzie prawdopodobnie prześladować Bidena przez długi czas. Zwłaszcza, że w kampanii wyborczej rekomendował się jako geniusz polityki zagranicznej, z życiowym doświadczeniem" - podkreśla gazeta.

"Spiegel" cytuje też wypowiedź[, który powiedział gazecie "The Washington Post": "Zakładaliśmy, że reszta świata widzi nas tak, jak my sami siebie. Wierzyliśmy, że możemy kształtować świat na nasze podobieństwo, używając naszej broni i naszych pieniędzy". "Oba założenia okazały się błędne w sposób tragiczny".

Dziennik "Welt" pisze w poniedziałek, że "w niedzielę Amerykanie oglądali w telewizji, jak helikoptery transportowały personel z ambasady USA w Kabulu na tamtejsze lotnisko. (...) Obrazy z ewakuacji są symboliczne, zwłaszcza, wiedząc, że talibowie są zaledwie kilka kilometrów dalej. Przychodzą na myśl wspomnienia o pośpiesznym wycofaniu się z Wietnamu, mówi się o momencie sajgońskim. Ścigane USA uciekają teraz przed talibami".

Według "Frankfurter Allgemeine Zeitung", Zachód "tkwił w fatalnym dylemacie: im dłużej pozostawały (w Afganistanie) jego wojska, tym dłużej zdawał się na nie afgański rząd. Kiedy odeszli, wysiłki na rzecz odbudowy załamały się. To było do przewidzenia. Zachód beznadziejnie przekroczył swoje kompetencje w Afganistanie. To przyznanie się do winy jest spóźnione, ale nie jest to pozwolenie na ucieczkę od odpowiedzialności. Ameryka i Europa muszą zdać sobie sprawę, że niedawna ograniczona obecność wojsk wystarczyła do utrwalenia patowej sytuacji w stosunkach z talibami. To nie była strategia. Ale wszystko inne jest porażką".

Dziennik "Sueddeutsche Zeitung" pisze, że to, co dzieje się w Afganistanie "to niegodny koniec przedsięwzięcia, które z jednej strony wymagało ogromnych sił i poświęceń, a z drugiej strony było naznaczone zachodnią naiwnością, niekonsekwencją i błędnymi decyzjami w odniesieniu do jednego z najstarszych punktów zapalnych świata. Na kilka tygodni przed 20. rocznicą ataków terrorystycznych 9/11 jest to gorzka porażka - dla Bidena, dla USA", ale zdaniem gazety także "dla Republiki Federalnej Niemiec".

Afgańscy talibowie w niedzielę wkroczyli do Kabulu. Wykorzystując wycofanie się międzynarodowych sił wojskowych pod wodzą USA, przejęli kontrolę nad krajem. Dotychczasowy popierany przez Stany Zjednoczone rząd upadł, a prezydent kraju Aszraf Ghani zbiegł za granicę.