Zwożeni na białoruską granicę z polecenia prezydenta Alaksandra Łukaszenki migranci stali się dla Polski politycznym problemem. Jednak kłopoty, które powoduje polityka satrapy, działającego w porozumieniu z dyktatorem władającym Rosją, to nadal tylko mała niedogodność. Z wyzwaniami o wiele większego kalibru musiały sobie radzić władze II RP, zmagając się z groźbą utraty kontroli nad bardzo niespokojnym wschodnim pograniczem. Do czego ze wszystkich sił starał się doprowadzić Związek Radziecki.

Naturalna bariera

„Od zarania dziejów swoich Polska wystawiona była na łup drapieżnych sąsiadów. Od zachodu wdzierały się na jej równinę zbrojne hufce Germanów, od południa i południowego wschodu – koczujące, pławiące się we krwi i pożodze hordy Awarów, Hunów i Tatarów. I tylko od północy i wschodu sama natura dźwignęła mury obronne – wielką ścianę zieloną, rozległą bezkreśnie a nieprzebytą i groźną” – pisał na łamach „Wiadomości Literackich” w 1934 r. Ferdynand Antoni Ossendowski. W ten poetycki sposób dziennikarz i podróżnik starał się przybliżyć czytelnikowi znaczenie Polesia z jego „niezmierzonemi bagnami, siecią rzeczną i resztkami najstarszej puszczy”. Co tworzyło naturalną barierę oddzielającą II RP od agresywnego ZSRR.
Reklama