Skąd i dokąd jechał ładunek śmierci?
Według informacji białoruskiej służby celnej, ładunek wyjechał z Litwy, przejechał przez Polskę i miał trafić do Rosji. Przemycany materiał, którego pochodzenie wstępnie przypisuje się Stanom Zjednoczonym, miał dotrzeć do adresata na terytorium Federacji Rosyjskiej. Do wykrycia ładunku użyto zaawansowanego systemu analizy ryzyka oraz specjalistycznego sprzętu do kontroli pojazdów.
Kierowca: „Nie wiedziałem, co wiozę”
Za kierownicą Mercedesa siedział 41-letni obywatel, który utrzymuje, że nie miał pojęcia o niebezpiecznym ładunku w swoim pojeździe. Twierdzi, że został poproszony przez znajomego z Estonii o przewiezienie „legalnego ładunku”. Teraz tłumaczy się przed śledczymi, a jego los może być przesądzony — grozi mu nawet 10 lat więzienia.
Próba przemytu, jakiej jeszcze nie było
Jak podkreślają białoruskie władze, to największa próba przemytu materiałów wybuchowych w historii ich kraju. Zatrzymanie nastąpiło w odpowiednim momencie — gdyby ładunek dotarł do celu, skutki mogłyby być katastrofalne. Służby wszczęły śledztwo, a oprócz kierowcy poszukiwane są także inne osoby powiązane ze sprawą.
Polska tylko przystankiem, ale incydent niepokoi
Choć do zatrzymania doszło już po stronie białoruskiej, Polska była ważnym etapem na trasie przemytu. Eksperci przypominają, że podobne ładunki mogą przejeżdżać przez kraj praktycznie niezauważone, jeśli nie zostaną odpowiednio wcześnie wykryte. Sprawa rzuca nowe światło na bezpieczeństwo granic Polski.
Sławomir Biliński