Wypowiedzi Ganca, który spotkał się z dziennikarzami w Tel Awiwie, przytacza Portal Times of Israel.

Były szef sztabu generalnego położył nacisk na fakt, że choć Izrael rozpoczął wojnę z Hamasem bezpośrednio po ataku z 7 października, to jednak nadal gabinet wojenny "formułuje swoje plany bitewne", ponieważ atak ten "zniszczył paradygmat" myślenia o izraelskiej polityce zagranicznej, dyplomacji, poczuciu bezpieczeństwa i współistnieniu z innymi narodami.

Dlatego też Izrael nie potrafi na razie "wyznaczyć limitu dla obecnej operacji lądowej w Gazie". "To wojna o nasze istnienie (...), więc nie mogę przedstawić prognoz na temat tego, ile potrwa każda faza wojny i walka po wojnie. Nie możemy wycofać się z realizacji naszego celu strategicznego" - powiedział dziennikarzom Ganc.

Zwrócił uwagę, że konflikt z Hamasem zmusił ponad 240 tys. Izraelczyków do wewnętrznej migracji z terenów zaatakowanych bądź zagrożonych, nie tylko przy granicy ze Strefą Gazy, ale również na północy, przy granicy izraelsko-libańskiej, zza której kraj atakowany jest przez rakiety Hezbollahu.

Reklama

Times of Israel przypomina, że na północy dochodzi do największej wymiany ognia z Hezbollahem od czasów wojny z Libanem w 2006 roku.

Ludzie, którzy uciekli z terenów zaatakowanych przez Hamas 7 października, tak jak mieszkańcy miejscowości ewakuowanych później ze względu na wojnę, nie będą mogli wrócić do siebie i odbudować zniszczonych domów, dopóki państwo nie da im gwarancji bezpieczeństwa, a jeśli tego nie zrobi, to znaczy, że nie służy właściwie swoim obywatelom - powiedział minister.

"Twarda separacja"

Podkreślił, że atak Hamasu zmusił władze Izraela do całkowitej rewaluacji swojej polityki, co prowadzi do odejścia od modelu współistnienia opartego na współpracy gospodarczej ze Strefą Gazy ku koncepcji "twardej separacji", skoncentrowanej na bezpieczeństwie - relacjonuje Times of Israel.

Premier Izraela Benjamin Netanjahu wzbudził konsternację, gdy kilka dni temu powiedział, że siły izraelskie będą kontrolowały Gazę przez czas nieokreślony - przypomina portal. Ganc nie chciał skomentować tej wypowiedzi. "Nie wiem, co nastąpi. Ale wiem, czego być tam nie może - aktywnej obecności Hamasu, z jego zdolnością do rządzenia i potencjałem militarnym" - oznajmił minister, odnosząc się również do faktu, że w Strefie Gazy Hamas sprawował jak dotąd również kontrolę polityczną.

Ganc przyznał, że jeśli chodzi o sprawę zagrożenia ze strony libańskiego Hezbollahu, to Izrael nadal stara się uniknąć wojny na dwóch frontach, ale zastrzegł, że armia jest przygotowana na ewentualne nasilenie się konfliktu z tym ugrupowaniem.

"W praktyce to Liban musi wziąć na siebie państwową odpowiedzialność (za Hezbollah) i my musimy żądać tego od niego" - dodał. A przywódca Hezbollahu, Hasan Nasrallah, musi pamiętać, że choć jego ruch wspierany jest przez Iran, to jest organizacją libańską. "Zdecydowanie rekomenduję, by dokonał właściwych obliczeń", zanim zdecyduje się "chronić Gazę kosztem Bejrutu" - podsumował Ganc.

Kilka dni po ataku z 7 października izraelski parlament przegłosował poszerzenie gabinetu o pięciu ministrów z dotychczasowej opozycji i utworzenie w ten sposób rządu jedności narodowej. Powołano też nadzwyczajną komisję wojenną w rządzie, w skład której wszedł Netanjahu, minister obrony Joaw Galant i minister Beni Ganc. (PAP)