Nie nazwali, ale wszyscy wiedzą, o kogo chodzi

Jak informuje dzisiejsze „Politico”, choć nazwisko Orbana nie pada wprost w opublikowanym szkicu umowy koalicyjnej, trudno mieć wątpliwości, że to jego rządy są głównym adresatem ostrzeżeń. Od lat Budapeszt oskarżany jest o tłumienie wolności mediów, ograniczanie niezależności sądów i nieprzejrzyste wykorzystywanie unijnych funduszy. Teraz Niemcy chcą , by Unia przestała tylko grozić palcem i ukarała zbyt samodzielną politykę Węgier.

ikona lupy />
Orban "podpadł" niemieckim politykom już wiele razy. / Shutterstock

Węgry bez głosu i bez pieniędzy?

Projekt nowego rządu Niemiec zakłada wykorzystanie do nacisku na Węgry dostępnych już instrumentów: od wstrzymania wypłat z unijnego budżetu po zawieszenie prawa głosu w Radzie UE. To krok dalej niż dotychczasowe, często symboliczne reakcje Brukseli. Już w 2018 roku ruszyła tzw. procedura artykułu 7 wobec Węgier, ale ugrzęzła z powodu podziałów politycznych wśród państw członkowskich. Tymczasem Komisja Europejska zablokowała już część funduszy dla Budapesztu – i wygląda na to, że Berlin chce pójść znacznie dalej.

Orbán blokuje sankcje przeciw Rosji? Niemcy chcą obejść weto

Kolejny zarzut wobec Węgier dotyczy ich bliskich relacji z Moskwą. Orbán niejednokrotnie wykorzystywał swoje prawo weta, by utrudniać wprowadzenie sankcji wobec rosyjskich oligarchów czy wojskowych. Nowa niemiecka koalicja planuje więc promować rozszerzenie głosowania większościowego w unijnej polityce zagranicznej, co pozwoliłoby omijać węgierski sprzeciw.

Więcej Berlina w Europie

Jak wynika ze szkicu niemieckiej umowy koalicyjnej komentowanej przez „Politico”, Niemcy chcą też bardziej aktywnie działać na arenie europejskiej. Nowy rząd Niemiec planuje ożywić współpracę w ramach Trójkąta Weimarskiego – czyli sojuszu Niemiec, Francji i Polski. Merz zapowiada, że już pierwszego dnia po objęciu urzędu odwiedzi Paryż i Warszawę. To jasny sygnał: Berlin chce wrócić do gry jako lider europejskiej sceny.

Koniec niemieckiego "głosu wstrzymującego"?

Ciekawostką są również plany zakończenia tzw. niemieckiego głosu wstrzymującego, czyli sytuacji, gdy Niemcy wstrzymują się od głosu w UE, bo nie mogą uzgodnić wspólnego stanowiska między resortami. Merz chce, by kanclerz mógł w takich sytuacjach decydować samodzielnie, SPD natomiast broni zasady „kolektywnego decydowania”. To jeszcze jeden punkt zapalny w negocjacjach koalicyjnych, które mogą zakończyć się już w połowie kwietnia.

Sławomir Biliński