Były dziennikarz "Kommiersanta" i "Wiedomosti", a od maja pracownik agencji kosmicznej Roskosmos, został zatrzymany w zeszłym tygodniu. Śledczy utrzymują, że w 2017 roku Safronow przekazał przedstawicielowi czeskich służb specjalnych tajne dane na temat dostaw broni rosyjskiej do jednego z krajów Bliskiego Wschodu. Dziennikarz nie przyznaje się do winy. Sąd nakazał umieszczenie go w areszcie śledczym, obrońcy złożyli apelację, która zostanie rozpatrzona 16 lipca.

"Nie jest jasne, przez kogo Iwan - zdaniem śledczych - został zwerbowany; jakie informacje, komu i w jaki sposób przekazywał i w jakim okresie" - powiedział adwokat.

Według niego śledczy nie przedstawili żadnych nowych dokumentów prócz tych, które demonstrowali wcześniej. Pawłow podkreślił, że dowodów w sprawie karnej wobec Safronowa nikt dotąd nie widział.

W ten sposób - jak zauważył adwokat - naruszane jest podstawowe prawo Safronowa do tego, by dowiedzieć się, o co jest podejrzewany. "Jeśli Iwan jest podejrzewany o to, że w 2017 roku zgromadził dane i przekazał je wywiadowi czeskiemu, to w jaki sposób to zrobił, za pośrednictwem czego, w jaki dzień w 2017 roku, w jakich okolicznościach?" - pytał prawnik.

Reklama

Zdaniem Pawłowa powodem, dla którego śledczy "ukrywają te informacje" jest to, że gdyby je ujawnili, to stanie się jasne, "że istnieje bezpośredni związek pomiędzy oskarżeniem a działalnością dziennikarską" Safronowa. Pawłow przypomniał, że w 2017 roku, gdy - według śledczych - Safronow miał przekazać tajne dane był on jeszcze dziennikarzem gazety "Kommiersant". Odszedł z mediów dopiero w maju br., został wówczas doradcą szefa rosyjskiej agencji kosmicznej Roskosmos.

Sam Safronow jest przekonany, że powodem śledztwa są jego publikacje.

Adwokaci spodziewali się, że śledczy z Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) przesłuchają w poniedziałek ich klienta po przedstawieniu mu zarzutów. Z Safronowem obrońcy nie rozmawiali od 7 lipca, gdy został aresztowany. W areszcie odwiedzili go tylko członkowie Społecznej Komisji Obserwacyjnej, której przedstawiciele monitorują sytuację w więzieniach.

Choć w ostatnich latach, szczególnie po aneksji Krymu w 2014 roku, nie brakowało w Rosji spraw karnych i wyroków związanych z domniemaną zdradą stanu, to po raz pierwszy od dekad dotyczą one osoby związanej z mediami.

Podstawą zarzutów dotyczących zdrady stanu jest ustawa o tajemnicy państwowej. Na jej podstawie rozmaite ministerstwa i służby tworzą wykaz informacji, które mogą stanowić taką tajemnicę. Wykazy te są tajne i aby ustalić, czy doszło do ujawnienia tajemnicy państwowej przeprowadzane są specjalne ekspertyzy. Zwykle autorami ekspertyz są funkcjonariusze FSB czy ministerstwa obrony, którzy sami mają dostęp do tajnych danych.

Rosyjski dziennikarz Andriej Sołdatow, specjalizujący się w tematyce służb specjalnych, powiedział dziennikowi "Kommiersant", że dziennikarze w Rosji nie są w stanie samodzielnie sprawdzić, czy dane, które pozyskali są tajemnicą państwową, czy też nie.

Według portalu Open Media w sprawie karnej wobec Safronowa figurują dwie ekspertyzy, które jakoby potwierdzają, iż przekazywał on tajne informacje. Jedna z nich datowana jest na wrzesień 2019 roku. Źródło zbliżone do FSB powiedziało portalowi, że przyjęcie Safronowa do pracy w Roskosmosie musiało się wiązać z "prześwietleniem" go przez służby i że nie jest wykluczone, że FSB specjalnie czekała na jego odejście z mediów.

Nie brak głosów, że Safronow - dziennikarz zajmujący się tematyką obronności, kosmosu i przemysłu zbrojeniowego - miał wrogów w strukturach państwowych i w przemyśle obronnym Rosji. Komentatorzy wskazują też, że zapisy ustawy o tajemnicy państwowej są tak szerokie, że podejrzenia mogą paść praktycznie na każdą osobę, która wdała się w dyskusję na tematy obronności czy bezpieczeństwa z przedstawicielem obcego państwa - np. ekspertem czy dyplomatą.

Według dziennika "Kommiersant" korespondencję Safronowa kontrolowała Służba Wywiadu Zagranicznego (SWR) i to ona poinformowała FSB, że dziennikarz przekazywał tajne dane. Według SWR uzyskała je osoba z Czech, która "być może była związana z tamtejszym wywiadem".

Policja w Moskwie zatrzymała w poniedziałek około 10 osób, które pod aresztem śledczym więzienia Lefortowo demonstrowały w obronie podejrzanego o zdradę stanu byłego dziennikarza gazety "Kommiersant" Iwana Safronowa. Wśród zatrzymanych są pracownicy mediów.

Niektórzy z nich to dawni koledzy Safronowa z "Kommiersanta", jednego z najważniejszych dzienników w Rosji.

Z powodu plakatu "Dziennikarstwo nie jest przestępstwem - wolność dla Iwana Safronowa!" policja zabrała na komisariat Sofię Rusową, należącą do związku zawodowego dziennikarzy.

Inna spośród zatrzymanych, dziennikarka "Kommiersanta" Anna Powago, napisała na Facebooku, że policjanci powiedzieli jej i kilkorgu jej kolegom, że zatrzymują ich z powodu T-shirtów z hasłem w obronie Safronowa. "Mówią, że T-shirty są równoważne plakatom" - wyjaśniła.

Federalna Służba Bezpieczeństwa Rosji (FSB) ma w poniedziałek przedstawić Safronowowi zarzuty. Pod aresztem zebrało się około stu osób, by wyrazić dla niego swoje poparcie.

W obronie Safronowa wystąpili w poniedziałek dziennikarze akredytowani na Kremlu, pracujący dla dzienników: "RBK", "Wiedomosti" i "Moskowskij Komsomolec", dla państwowej agencji TASS i rządowego dziennika "Rossijskaja Gazieta" oraz dla niezależnej telewizji Dożd.

"Wspólnie, ramię w ramię, pracowaliśmy na setkach spotkań, przelecieliśmy tysiące kilometrów" - napisali dziennikarze tych czołowych mediów o Safronowie, który również kiedyś pracował na Kremlu. Ocenili Safronowa jako człowieka profesjonalnie wykonującego swój zawód, choć jego materiały mogły budzić niezadowolenie, np. przedstawicieli służb specjalnych. Niektórzy z dziennikarzy wyrazili przekonanie, że Safronow nie mógł dopuścić się zdrady stanu ze względu na osobistą uczciwość i patriotyzm.

Media niezależne w Rosji zwróciły już wcześniej uwagę, że rosyjskie służby musiały "prześwietlić" Safronowa w okresie jego pracy dziennikarskiej na Kremlu i wówczas nie miały do niego zastrzeżeń