Ołeksij Arestowycz, doradca ukraińskiego prezydenta, udzielił niezależnej rosyjskiej dziennikarce Julii Łatyninie wywiadu, który odbił się szerokim echem w Polsce. Nic dziwnego, bo powiedział wiele niezwykle miłych dla naszego ucha słów. – Gdyby nie Polska, nie byłoby nas już wśród żywych – stwierdził (tłumaczenie za Belsat.eu).
Ale od peanów Arestowycza na nasz temat zdecydowanie bardziej interesujące były jego prognozy na powojenną przyszłość. Według niego pozycja Warszawy i Kijowa stanie się bardzo silna, co może sprowadzić oba państwa na kurs kolizyjny. – Pierwszym scenariuszem jest nasz konflikt. Będziemy dwiema największymi siłami Europy Wschodniej i staniemy przed bardzo ważnym pytaniem: kto jest liderem, czy Polacy, czy my – mówił. Według doradcy Zełenskiego rozwiązaniem mogłoby być daleko idące zbliżenie obu krajów, które zamiast ze sobą rywalizować, postawiłyby na współpracę prowadzącą do jakiejś formy unii. – Cała Europa aż po Azję byłaby spięta sojuszem Polski i Ukrainy, od Morza Bałtyckiego do Morza Czarnego. Coś podobnego postulował Światosław Chrobry, który chciał stworzyć wspólną przestrzeń pomiędzy imperium Karola Wielkiego a Bizancjum. Planował czerpać z tranzytu między potęgami i samemu rosnąć w siłę – fantazjował Arestowycz.
Koncepcja unii polsko-ukraińskiej jest żywa też nad Wisłą. Najdalej idzie w tym publicysta i analityk Marek Budzisz, który w perspektywie dekady postuluje utworzenie polsko-ukraińskiego państwa federacyjnego. Argumentuje to jednak nie kursem kolizyjnym Warszawy i Kijowa, ale obu stolic z Rosją. Z kolei doradca polskiego prezydenta, prof. Andrzej Zybertowicz, w czerwcowym wywiadzie dla „Polska. The Times” stwierdził, że budowa unii polsko-ukraińskiej „mogłaby być wspaniałą przygodą dla pokolenia młodych ludzi”.
W interesie Polski bez wątpienia jest zwycięstwo Ukrainy i trwałe włączenie jej w zachodnią strefę cywilizacyjną. Ale tworzenie specjalnego sojuszu z Kijowem, który miałby rzekomo rozdawać karty w Europie Środkowo-Wschodniej, jest pomysłem bardzo wątpliwym.
Reklama

Treść całego artykułu można przeczytać w piątkowym weekendowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej albo w eDGP.