Delegacje Polski, Słowacji i Węgier mają – w trakcie poniedziałkowego posiedzenia Rady ds. Transportu, Tele komunikacji i Energii – poinformować o wpływie umowy między UE a Ukrainą ws. liberalizacji zasad transportu na unijny rynek. Według protestujących na granicy polskich przewoźników problemem są nielegalne przewozy wewnątrz UE realizowane przez Ukraińców, co psuje rynek. Polscy przedsiębiorcy skarżą się m.in. na niezgodny z prawem przewóz kabotażowy. Komisja – podobnie jak w sporze o produkty rolne – staje jednak po stronie Ukrainy i grozi Warszawie wszczęciem procedury naruszeniowej.

KE: Polska nie ma dobrej woli

Pochodząca z Rumunii komisarz ds. transportu Adina Vălean stwierdziła przed kilkoma dniami, że Polska nie ma dobrej woli do rozwiązania sporu. Jak wynika z naszych informacji, jej stanowisko zaskoczyło jednak nawet samą Komisję, która zdystansowała się od tak radykalnej postawy.

Reklama

Dziwi też polskich dyplomatów. – Nie bardzo rozumiemy, na jakiej podstawie Komisja miałaby rozpocząć procedurę za legalne protesty obywateli UE dotyczące procesu, w którym uczestniczy sama Komisja – mówi DGP polski dyplomata.

Umowa Unia–Ukraina ma obowiązywać do końca czerwca 2024 r. Początkowo Kijów zabiegał o to, by wygasła po zakończeniu wojny, co byłoby dla polskiej strony wyjątkowo niekorzystne.

Ukraińska wersja mija się z prawdą

W walce o transport Ukraińcy po raz kolejny posługują się półprawdami (w sporze o zboże przekonywali, że Polska blokuje jego tranzyt). Niedawno próbowali nawiązywać do śmierci dwóch ukraińskich kierowców, tłumacząc, że to skutek blokady granicy. Część informacji, na które się powołują, została obalona przez polską policję. DGP przeprowadził własne śledztwo, które również nie potwierdza wersji podawanej przez oficjeli w Kijowie.

Równocześnie strona ukraińska używa e-kolejki do pogarszania pozycji polskich przewoźników po swojej stronie granicy. Na początku rozwiązanie działało sprawnie. – Przed wybuchem protestu było to już 10 dni, a na jesieni 12–15. Dziś rekordziści czekają nawet 20–30 dni na wyjazd – mówi jeden z polskich przewoźników biorący udział w proteście. Nasi rozmówcy przekonują, że są regularnie w kolejce przesuwani albo wręcz z niej wypadają.