Umowa inwestycyjna ma rozwiać niektóre obawy UE dotyczące między innymi dostępu do rynku dla europejskich przedsiębiorstw w Chinach i przejrzystości chińskich przedsiębiorstw państwowych. Eksperci ostrzegają jednak, że coraz mniej prawdopodobne jest, aby umowa ta zakończyła się sukcesem.

Jak pisze portal Quartz, blok 27 państw jest największym partnerem handlowym Chin, podczas gdy rynek chiński jest drugim co do wielkości po USA miejscem eksportu towarów i usług z UE. A jednak stosunki gospodarcze między Brukselą a Pekinem nie są dobrze uregulowane. Kompleksowa umowa w sprawie inwestycji (Comprehensive Agreement on Investments, CAI) jak dotąd nie przyniosła żadnych rezultatów.

Urzędnicy unijni sugerują, że perspektywa osiągnięcia porozumienia do końca tego roku – to termin, który Agatha Kratz, zastępczyni dyrektora w firmie doradczej Rhodium Group, określiła jako „daremny” – jest niewielka. Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula Von der Leyen po rozmowie z chińskim prezydentem Xi Jinpingiem powiedziała: „Chiny muszą nas przekonać, że warto umowę inwestycyjną podpisać”. UE przygotowuje się do wprowadzenia mechanizmów monitorowania i ograniczania inwestycji zagranicznych w Europie, które funkcjonowałyby niezależnie od CAI.

Reklama

Tymczasem Chiny ogłosiły ambitny cel osiągnięcia zerowej emisji dwutlenku węgla netto do 2060 r. To znaczący i ważny krok w walce z globalną emisją gazów cieplarnianych. Reakcja UE była raczej mdła – między innymi chciała, by Pekin zobowiązał się do osiągnięcia zerowej emisji netto wszystkich gazów cieplarnianych, nie tylko dwutlenku węgla. Na szczycie UE 1 października urzędnicy wezwali Chiny do „przyjęcia większej odpowiedzialności w rozwiązywaniu globalnych problemów”, takich jak zmiany klimatu, ale uznali zobowiązanie do neutralności węglowej za „ważny krok we właściwym kierunku”.

Jest to wzorzec w relacjach UE-Chiny: Bruksela podkreśla, że reformy są zbyt powolne i mało ambitne, podczas gdy Pekin twierdzi, że UE nie przypisuje im zasług za to, co już zostało zrobione. Alicia Garcia Herrero, główny ekonomista regionu Azji i Pacyfiku w Natixis, opisuje negocjacje jako „dialog pomiędzy głuchoniemymi”.

Innym przykładem jest ważna kwestia dostępu do rynku. Chiny twierdzą, że podjęły „historyczne kroki” w celu otwarcia swojego rynku dla zagranicznych inwestorów, ale krytycy twierdzą, że pozwalają swoim własnym, mocno subsydiowanym podmiotom na nasycenie rynków, zanim to zrobią. Na przykład, na początku tego roku, Chiny otworzyły swój przemysł usług finansowych, w szczególności poprzez zniesienie limitów kapitałowych dla inwestycji zagranicznych. W swoim dokumencie przedstawiającym stanowisko w 2020 r. Europejska Izba Handlowa w Chinach stwierdziła, że „fakt, iż reforma nastąpiła tak późno, przypomina wpuszczanie inwestorów zagranicznych na platformę kolejową dopiero po odjeździe pociągu”. Prezes Izby Joerg Wuttke niedawno powiedział, że nie sądzi, że negocjacje wokół CAI mogą być zakończone w tym roku.

Tymczasem amerykańska organizacja non-profit Asia Society stwierdziła, że w większości branż Chiny odraczają długoterminowe reformy w rodzaju tych, o które prosi UE w CAI na rzecz krótkoterminowej interwencji rządu. „Dzisiejsze korzyści gospodarcze mogą sprawić, że koszty netto naprawienia fundamentów polityki Chin będą jutro znacznie wyższe” – cytuje Quartz.