UE w przyszłym roku nie tylko będzie zmagać się z bieżącymi wyzwaniami, w tym z wojną w Ukrainie, ale przejdzie także spore przemeblowanie na skutek wyborów do Parlamentu Europejskiego. Do czerwcowych wyborów Komisja Europejska będzie próbowała ukończyć jak najwięcej reform i planów, a kalendarz legislacyjny prezentuje się bardzo obficie. W tym wszystkim będzie musiał odnaleźć się nowy polski rząd, który deklaruje odzyskanie pozycji w UE, poprawę relacji z Brukselą i przede wszystkim pełne odblokowanie unijnych pieniędzy, w tym z Funduszu Spójności oraz KPO.

Sprzątanie po europejsku

Najpierw jednak Donald Tusk będzie musiał w pełni wdrożyć swoją wizję polityki europejskiej, co do której jest kilka znaków zapytania. Po pierwsze, jak na razie Tusk zdecydował się zostawić politykę unijną w Kancelarii Premiera, gdzie będzie wykonywać swoje obowiązki nowy minister ds. UE Adam Szłapka. Nie wiadomo jednak, jak będzie wyglądała koordynacja działań rządu w tym obszarze, zwłaszcza, że nowy szef dyplomacji Radosław Sikorski, powracając na stanowisko na pewno nie będzie chciał w tej kwestii odgrywać drugo czy trzeciorzędnej roli. Po drugie, na możliwość realizacji zobowiązań wobec KE w dużej mierze wpływać będzie postawa prezydenta Andrzeja Dudy, który może udaremnić wiele reformatorskich zapędów nowego rządu swoim wetem. Jak na razie wydaje się, że relacje KPRM-Pałac Prezydencki będą napięte, choć obie strony próbują zachować dyplomatyczny język. Po trzecie wreszcie, rząd będzie miał wpływ na obsadę różnych stanowisk w Brukseli. Pierwsze zmiany zostały już dokonane – Andrzeja Sadosia na stanowisku Stałego Przedstawiciela Polski przy UE zastąpił sprawdzony człowiek szefa rządu – Piotr Serafin. I tu nie obyło się bez zgrzytów, ponieważ PiS twierdzi, że stałego przedstawiciela można odwołać wyłącznie w porozumieniu z prezydentem, co nie miało miejsca. Wydaje się jednak, że cała sprawa rozejdzie się po kościach, ponieważ prezydent nie kwapi się do interwencji w tej sprawie. Wybór Serafina nie jest z resztą w żaden sposób kontrowersyjny, lecz oczywisty. To człowiek związany z UE od 1998 r. Pełnił wiele funkcji, w tym wiceszefa gabinetu Janusza Lewandowskiego za czasów sprawowania przez niego roli komisarza ds. budżetu oraz szefa gabinetu Donalda Tuska za czasów pełnienia obowiązków przewodniczącego Rady Europejskiej.

Reklama

Jeśli ktoś jest w brukselskich korytarzach znany i rozpoznawany spośród polskich dyplomatów, to z pewnością jest to Serafin. Jednak w nowym roku nowy ambasador Polski przy UE nie będzie raczej miał zbyt wiele czasu na spektakularne filmiki zamieszczane w mediach społecznościowych, lecz będzie musiał zmierzyć się z wieloma wyzwaniami, które w dużej mierze są spadkiem po rządach PiS.

Pozycja i pieniądze

75 mld euro z Funduszu Spójności oraz 55 mld euro z KPO wciąż są dla Polski zablokowane. Luka w prognozowaniu wydatków, którą PiS próbował załatać prefinansowaniem z Polskiego Funduszu Rozwoju, opiewa dziś na 326 mld zł. W obu przypadkach odblokowanie pieniędzy jest warunkowane przeprowadzeniem reformy wymiaru sprawiedliwości, której najpewniej nie zaakceptuje prezydent. Brak niezależnego sądownictwa nie pozwala Polsce realizować Karty Praw Podstawowych, od której jest uzależniona wypłata pieniędzy na spójność oraz z drugiej strony nie pozwala Polsce na zrealizowanie kamienia milowego w obszarze praworządności (na który zgodził się rząd Mateusza Morawieckiego), który także odblokowuje środki z KPO. Bruksela daje wyraźne sygnały, że jest gotowa na pewne ustępstwa w tym zakresie. Zarówno wypowiedzi szefowej KE Ursuli von der Leyen po spotkaniu z Tuskiem, jak i wizyta wiceszefowej KE odpowiedzialnej za rządy prawa Very Jourovej i jej rozmowy z ministrem sprawiedliwości Adamem Bodnarem świadczą o tym, że jest przygotowywany grunt na porozumienie. Zwłaszcza, że Bruksela dostrzega zgrzyt w postaci odblokowania 10,2 mld euro na spójność Węgrom, choć nie spełniają oni wszystkich niezbędnych do tego wymogów, a na skutki reform sądownictwa w wydaniu Viktora Orbana będzie trzeba poczekać co najmniej do połowy stycznia. KE wysyła wyraźne sygnały, że jest gotowa odblokować Polsce pieniądze, mimo że prawdopodobnie nie dojdzie do porozumienia rządu z prezydentem w sprawie reform. Być może Bruksela zaakceptuje pewnego rodzaju „mapę drogową” realizacji wspomnianych zobowiązań wraz z możliwymi datami ich realizacji (przypadającymi na 2025 r., pod warunkiem, że kandydat większości rządzącej wygra wybory), a być może rząd znajdzie inne wytrychy prawne do przeprowadzenia reform.

Niezależnie od tego obóz rządzący deklaruje przede wszystkim wzmocnienie pozycji Polski w UE i powrót do ligi najważniejszych graczy na Starym Kontynencie. Sądząc po reakcjach szefów rządów i państw na ostatnim w tym roku szczycie UE deklaracje rządu nie są na wyrost. Tusk był na tym szczycie największą atrakcją, a kolejni premierzy i prezydenci ustawiali się w kolejce do gratulacji i uściśnięcia mu dłoni. Od tych symbolicznych obrazków do realnego wzmocnienia polskiego głosu w Brukseli jednak jeszcze daleka droga. Tusk będzie musiał lawirować między największymi graczami – Niemcami i Francją, którzy w trwałym sojuszu będą dążyć do federacyjnych reform UE, a państwami naszego regionu, które widzą w szefie polskiego rządu potencjalnego lidera proukraińskiej agendy.

Po pierwsze Ukraina

Tusk za czasów pierwszego i drugiego rządu w latach 2007-2014 realizował model polityki wschodniej tożsamy z modelem ówczesnej kanclerz Niemiec Angeli Merkel, która nadawała tonu całej Unii. Pełnoskalowa wojna w Ukrainie pokazała jednak, że jakiekolwiek półśrodki w relacjach z Rosją tracą sens, a UE postawiła na pełne zaangażowanie we wsparcie Kijowa, choć jego tempo i wielkość pozostawiają wiele do życzenia. Szef polskiego rządu będzie musiał nie tylko odbudować znacznie osłabione przez kryzys zbożowy i blokadę transportową relacje z Ukrainą, ale i wzniecić na powrót zainteresowanie wojną w Unii. Tusk będzie musiał sprostać oczekiwaniom państw regionu, że to sąsiedzi Ukrainy i państwa najbliżej konfliktu będą nadawać ton w polityce unijnej.

Choć ta misja wydaje się z góry skazana na porażkę, odkąd Olaf Scholz otrząsnął się z fali krytyki, która spadła na niego w pierwszym roku wojny i na powrót jest traktowany jako jeden z najważniejszych liderów w UE. Mimo iż wydawało się, że Polska ma szanse przynajmniej na arenie unijnej grać pierwsze skrzypce, jeśli chodzi o wojnę za naszą wschodnią granicą, to obecnie ani przez Ukrainę ani przez największych europejskich graczy jak Francja i Niemcy, Polska nie jest traktowana jako pełnoprawny partner w rozmowach. Tusk może jednak wykorzystać swoje dawne relacje z Viktorem Orbanem jako mediator przy kolejnych próbach wetowania wszelkich decyzji dotyczących Ukrainy, co zapowiedział już szef węgierskiego rządu. Tusk zna się dobrze z Orbanem nie tylko z czasów swoich poprzednich rządów, ale także z okresu sprawowania funkcji szefa Rady Europejskiej, jak i z czasu, gdy był szefem Europejskiej Partii Ludowej, w której skład wchodził wówczas jeszcze orbanowska partia Fidesz. Polski premier razem z Merkel utrzymywali dobre relacje z Orbanem, ale dziś trudno będzie Węgry zawrócić z antyukraińskiego kursu, który może pokrzyżować UE i Ukrainie wiele planów na najbliższe miesiące.

Powyborcze przetasowania

Wszystko powyższe będzie nabierało jednak mniejszego znaczenia w okolicach wiosny. Wówczas to ruszy kampania wyborcza przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Wybory prawdopodobnie nie zmienią radykalnie krajobrazu politycznego – wciąż na najliczniejszą reprezentację według sondaży mogą liczyć chadecka Europejska Partia Ludowa, do której należy zarówno PO, jak i PSL, frakcja socjalistów S&D, do której należy polska lewica i liberałowie z frakcji Renew Europe, w skład których wchodzi Polska2050. Nowy polski rząd ma zatem szansę na reprezentację we wszystkich największych frakcjach w Europarlamencie, ale w większości przypadków są to reprezentacje, które nie mają wielkiego wpływu na politykę tych frakcji. Z wyjątkiem PO, które zajmuje istotne miejsce w EPL. Tusk stanie więc przed pierwszym testem po wygranych wyborach i będzie musiał zatrzeć fatalne wrażenie z poprzednich wyborów europejskich, które niespodziewanie wygrał PiS. Poza układaniem list wyborczych i desygnowaniem kandydatów na europosłów szef polskiego rządu będzie brał udział w europejskiej układance, której wynikiem będzie nowa obsada stanowisk w unijnych instytucjach. Najważniejsze będzie wywalczenie jak najbardziej wpływowej teki komisarza i wyznaczanie do niej kandydata, który zyska aprobatę wszystkich państw członkowskich.

Pierwsze spotkania Donalda Tuska w Brukseli od momentu wygrania wyborów parlamentarnych wskazują, że istotnie klimat w relacjach polskiego rządu z KE i państwami członkowskimi poprawił się. Najbliższy rok dostarczy jednak sporo wyzwań, zwłaszcza związanych z zablokowanymi pieniędzmi dla Polski, wojną w Ukrainie, wyborami do PE, przetasowaniami w unijnych instytucjach i wreszcie niezmiennymi celami UE dotyczącymi chociażby zielonej i cyfrowej transformacji. I żadnemu z tych wyzwań nie da się sprostać dobrym klimatem. Decyzje personalne Tuska, jak i budowa nowej struktury polskiej polityki europejskiej wraz z ministrami ds. UE oraz spraw zagranicznych pokażą, jak w praktyce będzie wyglądał zapowiadany od miesięcy powrót Polski do wspólnego unijnego stołu.