Nowojorskie protesty przeciwko brutalności policji i rasizmowi przyciągnęły w niedzielę wielotysięczne tłumy. Do demonstrantów przyłączyły się pielęgniarki, koszykarze drużyny New York Knicks, imigranci z Karaibów i inne grupy.

W proteście na Manhattanie udział wzięły pielęgniarki z pierwszej linii frontu walki z pandemią Civid-19. Ich zdaniem różnice rasowe to nie tylko kwestia policji.

"To było druzgocące widzieć, że umiera więcej Afroamerykanów i Latynosów niż przedstawicieli innych grup etnicznych. Niemożliwe, żeby to nie zmusiło cię do przybycia tutaj i zrobienia czegoś" – zaznaczyła w lokalnej telewizji NY1 Roxanna Garcia pracująca na oddziale intensywnej terapii.

Madison Square Garden Co., spółka macierzysta koszykarzy New York Knicks, wydała oświadczenie przeciwstawiające się rasizmowi po tym, jak właściciel James Dolan powiedział, że drużyna nie wypowie się publicznie na temat zabitego 25 maja przez białego policjanta w Minneapolis Afroamerykanina George'a Floyda.

"Każdy z nas ma do odegrania rolę w tworzeniu bardziej sprawiedliwego i równego społeczeństwa, w którym nie ma rasizmu, bigoterii, przemocy ani nienawiści. (...) Opowiadamy się za wszystkimi, którzy działają na rzecz pozytywnych zmian" – głosi deklaracja.

Reklama

Brutalne uduszenie Floyda przez policjanta wywołało protesty w całych Stanach Zjednoczonych, ale również w wielu krajach na świecie.

Niedzielne manifestacje na Manhattanie miały miejsce m.in. na Columbus Circle i na Broadwayu. Demonstranci zebrali się w pobliżu teatru i sali balowej Audubon Ballroom w Harlemie, gdzie zamordowany został w 1965 roku Malcolm X, jeden z przywódców ruchu afroamerykańskiego w USA, który walczył o równouprawnienie.

Na brooklyńskiej Grand Army Plaza grupa imigrantów wymachiwała flagami krajów karaibskich, jak Haiti czy Jamajka, wykrzykując nazwisko Floyda. Podkreślali, że nie tylko życie czarnoskórych Amerykanów, ale w ogóle czarnoskórych ma znaczenie.

Wiele tysięcy demonstrantów w białych strojach zebrało się wokół Muzeum Brooklyńskiego, aby wesprzeć prawa osób transseksualnych. Skandowali m.in. "Życie czarnoskórych osób transpłciowych ma znaczenie", nawiązując do ruchu Black Lives Matter.

Niedzielne demonstracje miały spokojny przebieg. Niektórzy ich uczestnicy przyznawali, że protesty już przynoszą rezultaty, czego dowodem jest m.in. uchylenie przez legislaturę stanową przepisów chroniących organy ścigania przed ujawnieniem spraw dyscyplinarnych funkcjonariuszy. Nie wszystkim to wystarczało.

Sporo ludzi ignorowało wezwania gubernatora stanu Nowy Jork Andrew Cuomo. Wielokrotnie, także w niedzielę, powtarzał, że popiera ich protesty. Był animatorem uchwalenia reformy policji w kilkanaście dni po wybuchu demonstracji w całym kraju. Podkreślał przy tym, że nienoszenie masek w czasie pandemii koronawirusa jest łamaniem prawa.

"Pouczanie i paternalistyczny ton. Temu się właśnie sprzeciwiamy. Czekają, aż się zmęczymy i rozejdziemy do domów. Najważniejsze jest moim zdaniem pokazać, że nowojorczycy i Ameryka nie tracą poczucia pilności (działania), co rozpaliło ten protest. Mamy o wiele więcej do zrobienia. Angażujmy się. To musi być długa walka" – ocenił jeden z demonstrantów.

Uczestnicy protestów na Long Island manifestowali m.in. we Freeport, Hempstead i Garden City. Polski fotografik Wojtek Kubik powiedział PAP, że w zespole domów handlowych w Manhasset, w sklepie Apple specjalna ekipa usuwała z okien zabezpieczenia chroniące przed plądrowaniem. "Były to solidne podwójne grube płyty pilśniowe przedzielone w środku siatką stalową, aby uniemożliwić ich rozbicie. Nie demolowali całej konstrukcji, ale dzielili ją na duże kwadraty, aby zachować dla dokumentacji" – wyjaśnił Kubik.

Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)

>>> Czytaj też: "Niebywała agresja". Premier Walonii jest oburzony słowami Dudy o LGBT i chce reakcji UE