Kilka stanów w USA wciąż walczy o powstrzymanie epidemii, a ich systemy opieki zdrowotnej osiągnęły już skraj swoich możliwości. Rządowi federalnemu nadal nie udało się sformułować jednolitych wytycznych dotyczących długości i zakresu kwarantanny dla całego kraju, ponieważ gubernatorzy poszczególnych stanów podjęli różne, często sprzeczne decyzje w tej kwestii.

Tymczasem w większości krajów europejskich sytuacja wydaje się być pod kontrolą. Od Niemiec po Grecję rządy krajowe powoli znoszą ograniczenia, utrzymując je jedynie w wybranych miejscach. Gospodarki są ponownie otwierane, a to nie powoduje wzrostu liczby zachorowań. Z tej perspektywy poświęcenie kilku tygodni na lockdown wydaje się teraz opłacać.

Najwyraźniej europejska gospodarka również się ma się lepiej. Strefa euro znajduje się w środku bardzo gwałtownej recesji, a Komisja Europejska oczekuje, że produkt krajowy brutto bloku spadnie o prawie 8 proc. w 2020 r. Będzie to związane z trudnościami, jakie powołuje pandemia w innych częściach świata, wpłynie to na eksport i znacznie ograniczy turystykę. Jednak, w przeciwieństwie do sytuacji w Stanach Zjednoczonych, nic na razie nic nie wskazuje, że europejskie restauracje, bary i sklepy będą ponownie zamykane. Amerykański popyt krajowy, generowany zarówno przez konsumentów jak i rząd, może wrócić do normy tylko wtedy, gdy pandemia będzie utrzymywana pod kontrolą.

Europejskie instytucje rynku pracy łagodzą kryzys. Kraje, od Niemiec i Francji po Włochy i Wielką Brytanię, mają hojne programy wspierające zatrudnienie w czasie lockdownu. Firmy mogą utrzymywać większą liczbę pracowników na liście płac. Dzięki temu nie doszło do gwałtownego wzrostu bezrobocia i spadku popytu wewnętrznego. Gdy gospodarka zaczyna się otwierać, firmy nie muszą przechodzić przez długi i kosztowny proces ponownego zatrudniania pracowników. W najbliższej przyszłości największym problemem dla Europy będzie dopilnowanie tego, aby powyższe wsparcie nie przerodziło się to w niekończącą się pomoc dla nierentownych firm i branż.

Reklama

Doświadczenia strefy euro i amerykańskich rynków pracy w czasie pandemii wyraźnie pokazują różnicę między dwoma różnymi podejściami do kwestii utrzymania zatrudnienia. Stopa bezrobocia w USA wyniosła w czerwcu 11,1 proc., w porównaniu z 3,5 proc. w lutym. Przy czym rzeczywista liczba osób pozostających bez pracy była prawdopodobnie wyższa. Jason Furman i Wilson Powell III z Peterson Institute of International Economy uważają, że realna stopa bezrobocia wyniosła w czerwcu 13 proc. Dane te nie uwzględniają pogłębiającego się w drugiej połowie czerwca kryzysu medycznego, który skłonił wiele stanów do zmiany planów dotyczących ponownego otwarcia. W tym czasie stopa bezrobocia w strefie euro wzrosła znacznie mniej i w maju br wyniosła 7,4 proc. Dla porównania w lutym br. była na poziomie 7,2 proc.

Opowieść o dwóch kryzysach

Tak duża różnica w danych z rynków pracy Unii Europejskiej i USA wynika z tego, że kraje europejskie otrzymały wsparcie w utrzymaniu zatrudnienia. W strefie euro objęto nim ponad 35 milionów ludzi w pięciu największych gospodarkach bloku. Grupa ekonomistów z Europejskiego Banku Centralnego oceniła, że programy wsparcia wynagrodzeń ograniczały negatywny wpływ epidemii na dochody gospodarstw domowych. Gdyby zabrakło tych świadczeń, spadek dochodów pracowników w strefie euro w trakcie lockdownu wyniósłby 22 proc. Dzięki środkom przekazywanym przez rządy poszczególnych państw było to tylko 7 proc. Wysokość pomocy, jaką otrzymywali obywatele, była różna w różnych krajach członkowskich UE - największą pomoc otrzymali Niemcy.

Problemem dla Europy jest to, że programy pomocowe są bardzo drogie i mogą zachęcać firmy i pracowników do tego, żeby nie spieszyli się z powrotem do pracy. A pracodawcy wciąż będą musieli dostosowywać się do nowej rzeczywistości gospodarczej po Covid-19, niezależnie od tego, czy zmiany wynikają z niższego popytu czy wprowadzenia nowego modelu biznesowego. Im dłużej trwają przerwy w działalności przedsiębiorstw, tym trudniej będzie je z powrotem aktywować. Szczególnie mocno mogą to odczuć takie kraje jak Włochy, które zakazały spółkom zwalniać pracowników.

To nie znaczy, że tymczasowy urlop jest złym pomysłem. Jednak rządy muszą towarzyszyć przedsiębiorcom w aktywnej polityce na rynku pracy. Chodzi przede wszystkim o pomoc w przekwalifikowaniu się dla osób, które mogą stracić pracę. W przeszłości tego typu działania pomocowe były zaniedbywane w krajach najbardziej dotkniętych kryzysem, takich jak Włochy i Hiszpania.

Państwa strefy euro zasługują na brawa z powodu opieki zdrowotnej i działań wspierających rynek pracy, które pomogły jej przetrwać pandemię lepiej niż Stany Zjednoczone. Trzeba się jednak upewnić, że wsparcie nie trafiło do spółek-zombie. Zamrożenie rynku pracy ma sens w krótkim okresie, ale nie jest to realna strategia długoterminowa.