Jeśli ktoś, zwiedzając Shenzhen – miasto będące hubem nowoczesnych technologii – zabłąkałby się do dzielnicy Longgang, to z pewnością rzuciłby mu się w oczy kampus firmy Huawei. A jeśli ciekawski turysta dostałby się na teren gigantycznego kompleksu, to w jednej ze stref dostrzegłby staw, po którym pływają czarne łabędzie.
Zagadując dowolnego pracownika firmy, dowiedziałby się, że wybór ptaków jest nieprzypadkowy i że dokonał go sam założyciel Huaweia Ren Zhengfei. Chciał w ten sposób codziennie przypominać swoim podwładnym, że firmie nie zawsze będzie się dobrze wiodło i że może kiedyś ją spotkać jakieś niespodziewane nieszczęście – katastrofa, której nie można przewidzieć. Wygląda na to, że Huawei spotkał na swojej drodze właśnie takiego czarnego łabędzia.
W tym tygodniu Departament Handlu USA wprowadził kolejne ograniczenia wycelowane w firmę. Zakładają one, że żaden podmiot produkujący procesory i inne komponenty elektroniczne (np. pamięci) nie może ich sprzedawać Huaweiowi, o ile do ich produkcji lub projektowania wykorzystano technologię „made in the USA”, bez względu na to, czy chodzi o oprogramowanie, czy maszyny. A że produkując takie elementy, nie sposób obejść się bez amerykańskich zdobyczy, zakaz dotyczy de facto całej branży. – W efekcie Huawei jest prawdopodobnie skończony jako producent sprzętu do sieci telefonii komórkowej 5. generacji i smartfonów – napisał Dan Wang, analityk firmy Gavekal, w komentarzu zatytułowanym „Wyrok śmierci na Huaweia”. Jego zdaniem, kiedy koncernowi wyczerpią się obecne zapasy komponentów, nie będzie miał gdzie się w nie zaopatrzyć.

CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM WYDANIU DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ

Reklama