Taki stosunek głosów zarysował się po podliczeniu 90,24 proc. oddanych głosów (37 mln). Do podliczenia pozostało jeszcze ok. 4 mln głosów.

Frekwencja wyborcza wyniosła ponad 70 proc. Do urn przyszło ok. 41 mln wyborców spośród 56 mln uprawnionych do głosowania.

Na ubiegającego się o reelekcję Rowhaniego głosowało 52,68 proc. głosujących, natomiast na Ebrahima Raisiego 34,15 proc. uczestników głosowania.

Z powodu wysokiej frekwencji wybory zostały przedłużone o co najmniej dwie godziny - informowało irańskie ministerstwo spraw wewnętrznych. Władze uzasadniały decyzję o przedłużeniu głosowania kolejkami przed lokalami wyborczymi i koniecznością zapewnienia możliwości oddania głosu każdemu uprawnionemu. Irańskie prawo zezwala na przedłużanie wyborów aż do północy.

Reklama

Równolegle z wyborami prezydenckimi Irańczycy wybierali swoich przedstawicieli do samorządów.

Ostateczne wyniki spodziewane są w sobotę wieczorem lub najpóźniej w niedzielę. Jeśli żaden z kandydatów nie zdobyłby ponad 50 proc. głosów, druga tura odbywałaby się 26 maja.

Wysoka frekwencja może pomóc obecnemu prezydentowi Hasanowi Rowhaniemu, który w 2013 roku wygrał wybory z ponad 50-procentowym poparciem.

Do udziału w głosowaniu uprawnionych było ponad 56 milionów Irańczyków powyżej 18. roku życia, którzy mogli oddać głos w jednym ponad 63 tys. lokali wyborczych w kraju.

Wyborcy wybierali między czterema kandydatami, jednak powszechnie uważa się, że szanse na wygraną mają tylko dwaj - urzędujący szef państwa Hasan Rowhani, uznawany za faworyta wyborów, oraz ultrakonserwatywny duchowny z otoczenia Chameneia, Raisi.

Rowhani uważany jest za pragmatyka w kontaktach z Zachodem, ale nie reformatora; to za jego kadencji doszło do podpisania w 2015 roku porozumienia między Iranem a szóstką mocarstw w sprawie irańskiego programu atomowego. Walczy o głosy wyborców, którzy popierają reformy, chcą ograniczenia konfliktów z mocarstwami i większej wolności obyczajowej oraz gospodarczej w kraju. Był krytykowany za brak znaczącej poprawy sytuacji gospodarczej kraju i brak sukcesów w walce z bezrobociem (bez pracy jest 12,5 proc. obywateli Iranu, w tym 27 proc. młodych).

Raisi z kolei przedstawiał się jako kandydat najuboższych, którym obiecywał utworzenie milionów miejsc pracy. Obiecywał odrodzenie wartości rewolucji islamskiej z 1979 roku i cieszy się poparciem elitarnej formacji Strażników Rewolucji, związanych z nimi paramilitarnych milicji islamskich Basidż oraz radykalnych duchownych. Jak pisze agencja AP, populistyczne postulaty tego kandydata, wezwania do walki z korupcją i twardszego stanowiska w relacjach z zagranicą mogą zmobilizować konserwatywnych wyborców z terenów wiejskich i warstwy robotniczej.

Pozostali kandydaci to Mustafa Haszimi-Taba - mało znana postać, zwolennik reform, który ostatni raz o prezydenturę ubiegał się bez powodzenia w 2011 roku, oraz Mustafa Agha Mirsalim, były minister kultury.

Według obserwatorów stawką w wyborach jest to, czy ponowne otwarcie na świat, zapoczątkowane przez Rowhaniego, przyspieszy czy też wyhamuje. Oczekuje się też, że głosowanie będzie swoistym plebiscytem w sprawie umowy nuklearnej, która umożliwiła zniesienie części międzynarodowych sankcji. Wielu Irańczyków uważa, że porozumienie nie przyczyniło się do utworzenia obiecanych miejsc pracy czy zwiększenia zagranicznych inwestycji. Za prezydentury Rowhaniego Iran wstrzymał wzbogacanie uranu i wykazywał się większą współpracą z inspektorami Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej.(PAP)