Prognozy gospodarcze dla Hiszpanii zostały już skorygowane w dół, na razie o 0,3 proc. Katalonia – zdaniem ekspertów – musi się liczyć ze spadkiem PKB od 5,7 proc. do 30 proc. Cenę za eskalację konfliktu na linii: utrzymanie jedności Hiszpanii kontra niepodległość Katalonii zapłaci cały kraj.

Ten proces bardzo trudno będzie powstrzymać. 27 października parlament Katalonii przyjął rezolucję o ustanowieniu niezależnej Republiki Katalonii – jako logiczną konsekwencję referendum niepodległościowego. Tego samego dnia Senat Hiszpanii na mocy art. 155 Konstytucji broniącego integralności Hiszpanii przekazał bezpośrednią władzę nad Katalonią rządowi centralnemu w Madrycie. Oznacza to ograniczenie uprawnień parlamentu regionu, usunięcie z urzędu premiera i zdymisjonowanie jego gabinetu, przejęcie kontroli nad finansami, policją i mediami publicznymi. A w perspektywie sześciu miesięcy – rozpisanie przedterminowych wyborów. Wszystko po to, by zapobiec secesji Katalonii.

Jednym z koronnych argumentów za odłączeniem się Katalonii od Hiszpanii był zawsze argument finansowy. Katalonia – najbogatszy i najbardziej uprzemysłowiony region, „fabryka Hiszpanii” – odprowadzała zawsze więcej do budżetu centralnego, niż z niego otrzymywała. Szacunkowe dane mówią o różnicy blisko 17 mld euro. Idea niepodległości Katalonii jest jednak zjawiskiem przede wszystkim kulturowym, opiera się na romantycznej koncepcji narodu i na emocjach, a nie na pragmatyzmie. Świadczy o tym choćby fakt, że kiedy w 2007 roku Hiszpanię dopadł głęboki kryzys, zaledwie 14 proc. Katalończyków głosowało za rozwodem z Hiszpanią, choć wydawałoby się, że właśnie wtedy problemy finansowe powinny determinować zachowania separatystyczne. W 2015 roku natomiast, kiedy Hiszpania wyszła z kryzysu, wybory w regionie wygrali separatyści, a w 2017 roku już 62 proc. Katalończyków wypowiadało się w sondażach za niepodległością.

Na tę metamorfozę złożyły się lata formowania nowej katalońskiej świadomości. Daleko posunięta autonomia konsekwentnie budowała swoją odrębność opartą na bogactwie katalońskiej kultury i języka. Katalonia zbudowała odrębny system edukacyjny pogłębiający rozdział między Kastylijczykami a Katalończykami. Alternatywna historia mówiła o latach zależności i wyzysku, a wszystkie wydarzenia historyczne – poczynając od średniowiecza – przypisywała wrodzonemu Katalończykom dążeniu do wolności, nie zawsze troszcząc się o zgodność takiej interpretacji z realiami historycznymi, jak np. w przypadku hiszpańskiego oporu wobec najazdu Napoleona (ślad tych wydarzeń znajdujemy w „Dziadach” Adama Mickiewicza). Katalończycy konsekwentnie dążyli do uznania ich za odrębny naród, co znalazło wyraz w zaproponowanej preambule do statutu autonomicznej Katalonii i zostało odrzucone tak przez parlament Hiszpanii (2006 rok), jak i przez Trybunał Konstytucyjny (2010 rok).

>>> Czytaj też: Szef belgijskiego MSW o Katalonii: Rząd w Madrycie posunął się za daleko, a Europa milczy

Reklama

Ekonomia głupcze

Niezależnie jednak od roli czynnika kulturalnego w dążeniu do niepodległości, pozycja gospodarcza Katalonii niewątpliwie ośmielała te dążenia. Katalonia to region rozwinięty ekonomicznie. Chluba Katalonii, czyli jej gospodarka przynosząca 215 mld euro PKB, umiejscawia ją gdzieś między Finlandią a Danią i wyżej niż Grecja. PKB per capita w Katalonii jest przeciętnie o 2 tys. euro wyższe, niż wynosi średnia w Unii Europejskiej. Katalonia przynosi Hiszpanii 19 proc. jej PKB, stanowi 25 proc. jej eksportu, tu lokuje się 21 proc. wszystkich inwestycji zagranicznych. Nic zatem dziwnego, że Barcelona była dotąd siedzibą Hiszpańskiej Izby Handlowej. W międzynarodowych rankingach stolica Katalonii zajmuje szóste miejsce jako miasto najlepsze do robienia interesów, po Londynie, Paryżu, Frankfurcie nad Menem, Amsterdamie i Berlinie.

Pozycję Katalonii definiuje dogodne położenie geograficzne. Barcelona to największy port handlowy Morza Śródziemnego i jeden z większych portów, do którego przybijają wielkie statki wycieczkowe. Katalonia to gospodarczy pomost Hiszpanii i Europy do krajów Maghrebu i punkt wyjściowy transferu towarów do Ameryki Południowej. Katalonia ma zdywersyfikowaną gospodarkę o zrównoważonej strukturze. Dominują w niej usługi (69,6 proc.), ale jest to kraj silnie uprzemysłowiony (20,9 proc.), z nowoczesnym rolnictwem. Przemysł kataloński produkuje głównie na eksport, dominują wyroby chemiczne i farmaceutyki (22 proc.) oraz przemysł maszynowy (także 22 proc.). Nadwyżka handlowa Katalonii wynosi 11,5 mld euro.

Umiędzynarodowienie gospodarki Katalonii to w przypadku jej niepodległości bardzo poważny atut. A główni partnerzy handlowi Katalonii (poza resztą Hiszpanii) to kraje Unii Europejskiej, takie jak Niemcy, Francja i Włochy. Niezwykle interesujący jest w tym kontekście udział handlu z Ameryka Południową – wynosi on aż 35 proc. Katalonia stawia na gospodarkę opartą na wiedzy, inwestuje w struktury badawcze i zajmuje trzecie miejsce w Unii Europejskiej w wydatkach na badania i rozwój. Jest miejscem, w którym powstaje 50 proc. hiszpańskich start-upów.

Nie należy też zapominać o rozwiniętym przemyśle turystycznym, który daje zatrudnienie 11 proc. obywateli regionu. Katalonia musi się jednak liczyć z tym, że kiedy znajdzie się poza układem z Schengen, straci część turystów przyzwyczajonych do dotychczasowych ułatwień w podróżowaniu.

Katalonia przestawia zwrotnice

Poza – co dosyć oczywiste – usunięciem hiszpańskich flag i co nieco pachnącą rewolucją zapowiedzią zawieszenia obowiązywania hiszpańskiego prawa niepodległa Katalonia stanie przed wieloma realnymi problemami. W świetle art. 52 Traktatu o Unii Europejskiej, który enumeratywnie wymienia, kto jest członkiem Unii, nowo powstałe państwo Katalonia nie zostanie automatycznie członkiem Unii Europejskiej i Unii Gospodarczej i Walutowej (EMU). Wśród zadań pierwszorzędnej wagi pojawi się zatem ustanowienie granic, w tym granic celnych. Kwestią osobną pozostaną podatki centralne i pozostający dotąd w gestii Madrytu zarząd portów morskich, lotnisk międzynarodowych i kolei. Nawet jeśli zostawimy na boku tak zasadnicze kwestie jak polityka zagraniczna i obronność, które dotąd leżały w kompetencji Madrytu, niezbyt przyjemną sprawą będzie konieczność przejęcia części obciążeń wynikających z zadłużenia Hiszpanii.

Gdyby jednak niepodległa Katalonia znalazła się wśród gospodarek Unii Europejskiej (liczącej wówczas 29 państw), to zgodnie z obecnymi parametrami gospodarczymi miałaby szanse zająć poczesne 13. miejsce w rankingu europejskich gospodarek. Agencje ratingowe i międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) już dziś pochylają się jednak z troską nad rozwojem Katalonii. Musi ona przyjąć do wiadomości, że niepodległość niesie za sobą wzrost wydatków budżetowych i poważne niebezpieczeństwo utraty niektórych dotychczasowych powiązań gospodarczych, a tym samym spadku rozwoju gospodarczego. Podobnie Hiszpania, która już obniżyła prognozę wzrostu gospodarczego na rok 2018 z 2,6 proc. PKB do 2,3 proc. PKB, przy wzroście w 2017 roku do 3,1 proc.

Pierwszym symptomem nowej sytuacji jest przenoszenie się (by nie użyć słowa „ucieczka”) przedsiębiorstw z Katalonii. Liczba uciekinierów sięga już kilkuset i zbliża się do tysiąca. Tylko jednego dnia, 10 października, decyzję taką podjęły firmy wytwarzające 50 proc. PKB Katalonii i 20 proc. PKB na poziomie Hiszpanii. Na razie zyskują na tym inne regiony Hiszpanii, a także Portugalia. Sprawa jest na tyle poważna, że rząd kataloński powołał nieformalny „ekonomiczny sztab kryzysowy”, którego oficjalnym celem jest udzielanie odpowiedzi na wątpliwości firm. Także rząd hiszpański nie pozostaje bierny wobec tego zjawiska i wydał dekret maksymalnie upraszczający przenosiny firmy do innego niż Katalonia regionu Hiszpanii. Zatem wystarczy tylko, by rada nadzorcza danej firmy podjęła stosowną uchwałę i sprawa formalnie jest załatwiona. Wśród przenoszących się są banki, sieci hotelowe, firmy medialne, koncerny farmaceutyczne.

Najszybciej zareagowały banki zaniepokojone zapowiedziami unieważnienia hiszpańskiego prawa i perspektywą znalezienia się Katalonii poza Unia Europejską. Nie chcą też ryzykować sytuacji, że ich depozyty nie będą gwarantowane przez Fundusz Gwarantowania Depozytów Instytucji Kredytowych (Fondo de Garantía de Depósitos de Entidades de Crédito – FGDEC). Najbardziej dotknie Katalonię wyjście Caixabank, trzeciego co do wielkości banku w Hiszpanii, który przeniósł siedzibę do Walencji. Do Alicante z kolei przeniósł się piąty co do wielkości bank w Hiszpanii – Banco Sabadell. Swoją siedzibę z Barcelony do Walencji przeniosła także włoska grupa Banco Mediolanum, motywując to interesem klientów.

Kapitał z banków katalońskich przenoszą nawet firmy należące do zwolenników niepodległości lub firmy-symbole przemysłu katalońskiego, jak producent szampanów Freixnet i Codorniu. Podobnie jak banki postępują także największe firmy ubezpieczeniowe jak Catalan Occidente, Vidacaixa i Segracaixa, które przenoszą z Barcelony swoje siedziby podatkowe. Swoje konta z banków w Katalonii przenoszą także indywidualni klienci, zakładając nowe konta głównie w sąsiedniej Aragonii.

Rzecz jasna inaczej wygląda sytuacja przedsiębiorstw, które produkują w Katalonii, na przykład Seata, spółki córki Volkswagena, zatrudniającego 14 tys. pracowników. Te z pewnością nie podejmą żadnych nazbyt szybkich decyzji i siłą rzeczy muszą czekać na dalszy rozwój wypadków.

Nerwowa atmosfera nie sprzyja także turystyce. Zanotowano spadek liczby turystów o 20 proc. Wielkie statki wycieczkowe zaczęły omijać Barcelonę, przenoszą się też gdzie indziej lukratywne konferencje biznesowe.

Eksperci nie są zgodni w ocenie na ile gospodarka Katalonii straci w wyniku utraty wiarygodności, są natomiast zgodni co do tego, że te firmy, które zdecydowały się na przenosiny, już tu nie wrócą. Migracje firm z Katalonii zmienią nie tylko obraz przyszłego rozwoju gospodarczego tego regionu lecz także przyszły rozwój całej Hiszpanii.

>>> Polecamy: Brak jedności Europy stał się przyczyną jej bogactwa

Autor: Dr Juliusz Michał Maliszewski, Zakład Badań Konfliktów Akademii Finansów i Biznesu Vistula.